Przez lata sytuacja była prosta. Jeśli Bayern chciał jakiegoś trenera, po prostu go brał. W minionej dekadzie zatrudniał zagranicznych trenerów z najwyższej półki jak Pep Guardiola, czy Carlo Ancelotti, odnosił też sukcesy z fachowcami z wewnątrz, jak Jupp Heynckes i Hansi Flick. Kiedy Flick zrezygnował z prowadzenia zespołu, Bayern ruszył po Juliana Nagelsmanna, najzdolniejszego niemieckiego trenera młodego pokolenia i zwyczajnie wpłacił RB Lipsk należną klauzulę. Kiedy znudził się Nagelsmannem, zatrudnił Thomasa Tuchela. Miał taką fanaberię, więc mógł to zrobić. To w końcu Bayern Monachium. Wszystko wskazuje jednak na to, że sytuacja diametralnie się zmieniła. Nie dość, że po 11 latach Bayern został zdetronizowany przez Bayer Leverkusen, to okazuje się, że Monachium przestało być atrakcyjnym kierunkiem dla trenerów. I to nie tylko ze ścisłego topu. Nieudana szarża po Xabiego Alonso Kiedy w Bundeslidze ktoś zagraża Bayernowi, ten natychmiast sprowadza go do siebie. Tak Bawarczycy zbudowali swoją potęgę, jednocześnie przez lata regularnie osłabiając rywali. Tak było, kiedy po dwóch latach dominacji "wyciągnął" z Dortmundu Roberta Lewandowskiego, Mario Goetzego, czy Matsa Hummelsa. Tak było w ostatnich latach, gdy regularnie osłabiał Lipsk (przez transfery Konrada Laimera, Marcela Sabitzera, czy Dayota Upamecano), kradnąc nawet trenera RB (Nagelsmanna). Nie było więc nic dziwnego w tym, że naturalnym wyborem na zastępcę Thomasa Tuchela był dla Bayernu Xabi Alonso. Problem w tym, Bask nie przystał na propozycję, odrzucił też zaloty innych gigantów i ogłosił, że zostanie w Leverkusen. - Żona powiedziała mi, że gdyby przystał na naszą propozycję, nie byłby trenerem godnym Bayernu. Jego decyzja pokazała, że w przyszłości może być odpowiednim trenerem dla nas - próbował obracać sprawę Uli Hoeness na jednym ze spotkań. Odrzuceni przez Nagelsmanna i Rangnicka Opcją B, którą forsowali Max Eberl i Christoph Freund (w praktyce dwójka dyrektorów sportowych), był powrót Juliana Nagelsmanna. Obaj toczyli rozmowy z selekcjonerem niemieckiej kadry, planowali nawet możliwe ruchy transferowe, ale wkrótce Nagelsmann dowiedział się, że owa dwójka działa bez wyraźnej zgody Karla-Heinza Rummeniggego (zwłaszcza) i Uliego Hoenessa, wciąż pociągających za sznurki z tylnego siedzenia. 36-latek, pamiętający jeszcze niedawne zwolnienie z Bayernu, przemyślał sprawę i zdecydował się zerwać rozmowy. Przedłużył kontrakt z reprezentacją Niemiec, bowiem szefostwo DFB, widząc zakusy Bayernu, mocno postarało się, by Nagelsmann poczuł się w kadrze dopieszczony. - Spodziewaliśmy się, że Julian wybierze nas nad reprezentację - rzucił w przypływie szczerości Uli Hoeness. A później wypalił, że owszem, Bayern prowadzi rozmowy z Ralfem Rangnickiem, choć ten był dopiero trzecim wyborem FCB. Choć rozmowy także były na zaawansowanym poziomie, kilka dni później Rangnick także odesłał Bayern z kwitkiem. Zdecydował się zostać w reprezentacji Austrii. Bayern wewnętrznie niespójny Być może wypowiedź Hoenessa była dla Rangnicka jedynie potwierdzeniem, że w Monachium panuje obecnie zbyt duży bałagan. W klubie ściera się zbyt wiele wizji, zbyt wiele osób ma coś do powiedzenia, a trener nie miałby praktycznie żadnej swobody w narzuceniu klubowi swojego sposobu działania. Choć Uli Hoeness i Karl-Heinz Rummenigge formalnie oddali władzę w klubie w inne ręce, wciąż w wielu kwestiach mają decydujący głos. Ale swoje do powiedzenia mają też Jan-Christian Dreesen, obecny prezes zarządu, czy Herbert Hainer, prezydent klubu. Nie mówiąc już o formalnie zarządzających pionem sportowym. W miejsce zwolnionego dyrektora sportowego Hasana Salihamidzicia (wyrzuconego z hukiem razem z Oliverem Kahnem) zatrudniono Christopha Freunda, pracującego wcześniej w RB Salzburg. Ale że chwilę później okazało się, że dostępny na rynku jest Max Eberl, który zawsze chciał do Bayernu, a Bayern chciał jego, zatrudniono go oficjalnie jako członka zarządu ds. sportowych. W praktyce Bayern ma dwóch dyrektorów sportowych, co siłą rzeczy musi prowadzić do sytuacji patologicznych. Sprawia choćby, że potencjalny trener nie może być przekonany o pełnym zaufaniu i liczyć na to, że dostanie w klubie czas. Bał się o to Rangnick, słysząc, że jest dopiero opcją numer trzy na stanowisko. Ale co dopiero mają powiedzieć kolejni kandydaci na trenerów, wiedząc, że są opcjami - w najlepszym wypadku - numer cztery, pięć, czy sześć? Mając świadomość, że gdy priorytet Bayernu będzie dostępny, natychmiast stracą robotę? Tak jak Nagelsmann, gdy będąc w grze o trzy trofea, został zastąpiony Thomasem Tuchelem. Słowa Uliego Hoenessa postawiły Bayern w bardzo trudnej sytuacji negocjacyjnej. Sebastian Hoeness czuje, że jest zbyt wcześnie Kolejni kandydaci znikają jeden po drugim. Opcją "wewnętrzną" mogłoby być zatrudnienie Sebastiana Hoenessa, osiągającego rewelacyjne wyniki ze Stuttgartem. W minioną sobotę jego VfB pokonało zresztą Bayern 3:1. To posunięcie byłoby w pewien sposób logiczne, choć przez wielu uważane za przedwczesne. Sebastian Hoeness jest człowiekiem związanym z Monachium, zdolnym trenerem, byłym szkoleniowcem II drużyny Bayernu, a prywatnie bratankiem Uliego. Ten ruch w przyszłości mógłby mieć sens, ale obecnie obarczony byłby zbyt wielkim ryzykiem. Wie o tym sam Sebastian, który przedłużył umowę z VfB. - Możecie być absolutnie pewni, że w przyszłym roku również będę trenerem VfB Stuttgart. Gdybym miał pomysł na zmianę, to z pewnością nie przedłużyłbym kontraktu - zapewnił 41-letni trener. Opcje znikają w błyskawicznym tempie Bayernowi kurczą się też możliwości za granicą. Wymieniany w gronie kandydatów Unai Emery przedłużył kontrakt z Aston Villą, a kolejne opcje znikają z prędkością błyskawicy. - Chcę zostać w Brighton, będę o tym rozmawiał z Tonym Bloomem. Kocham moich piłkarzy, to miasto, cały klub i wszystkich kibiców - zadeklarował ostatnio Roberto De Zerbi. - Powiedziałem im podczas naszego spotkania, że jeśli jestem tu szczęśliwy, to nie ma klubu, który mógłby mnie przekonać do zmiany miejsca pracy - dodał. - Ile razy mam jeszcze odpowiadać na to pytanie? Nie jestem na rynku, mam pracę w Benficę i kocham ją. Nie chcę, by ktokolwiek do mnie dzwonił - to z kolei słowa Rogera Schmidta, zapytanego, czy zostanie nowym szkoleniowcem Bayernu. Arne Slot jest bliski Liverpoolu, z kolei plotki łączące FCB z Zinedinem Zidanem też zostały błyskawicznie rozwiane przez Francuza. - Nie. Nie będę trenerem Bayernu - zadeklarował Zidane. - Mam nadzieję, że wygra Real, choć spodziewam się trudnego meczu - dodał, zapytany o rewanżowy półfinał Ligi Mistrzów. Wcześniej niemieckie media spekulowały, że Bayern sam nie jest szczególnie zainteresowany Zidanem, ponieważ ten nie mówi po niemiecku. Nie byłby to wielki problem w komunikacji z drużyną, ale... uniemożliwiłoby to Uliemu Hoenessowi rozmowy z trenerem w cztery oczy. A komfort Hoenessa to dla Bayernu bardzo ważny czynnik przy wyborze trenera. Tuchel na pewno nie zostanie na stanowisku To wszystko sprawiło, że pojawiły się pytania o... możliwość pozostania na stanowisku Thomasa Tuchela. Część kibiców, słysząc coraz to nowe nazwiska, utworzyła nawet petycję z takim postulatem. Do pozostania Tuchela jednak nie dojdzie. - Nie, z Thomasem Tuchelem ustaliliśmy przed dwoma miesiącami, że kończymy naszą współpracę - odpowiedział w rozmowie dla Viaplay Freund, gdy Artur Wichniarek zapytał go, czy może jednak Tuchel pozostanie na stanowisku. Ta wiadomość dla kibiców Bayernu jeszcze dwa miesiące temu była ulgą. Perspektywę oceny pracy Tuchela zmieniają tylko wyniki w Lidze Mistrzów, bo pozostałe rezultaty, styl gry oraz atmosfera w drużynie wyglądają fatalnie. Tuchel w Bayernie przegrywa co czwarty mecz, co jest rezultatem koszmarnym. Jednak nie wszystko co złe w Bayernie, jest odpowiedzialnością Tuchela. Lopetegui, ten Hag, Klose, Demichelis, Flick. Opcje mocno awaryjne Kto zatem może zostać trenerem Bayernu Monachium? Nazwiska podawane przez dziennikarzy będących blisko klubu nie rzucają na kolana. Julen Lopetegui i Erik ten Hag budzą zdecydowanie więcej wątpliwości, niż ekscytacji. Zresztą najnowsze doniesienia mówią, że Lopetegui prędzej skłoniłby się do objęcia West Hamu, gdyby ten zrezygnował z Davida Moyesa. Rynek trenerów związanych z Bayernem też jest już mocno skurczony. W trakcie sezonu pojawił się pomysł, by drużynę przejął Miroslav Klose, wspierany przez legendarnego asystenta Hermanna Gerlanda. Tyle że dotychczasowa praca trenerska Klosego, delikatnie mówiąc, nie rzuca na kolana. Jako trener austriackiego SCR Altach punktował ze średnią 0,83 pkt na mecz. Bardziej obiecująco, choć wciąż bardzo ryzykownie wygląda możliwość zatrudnienia Martina Demichelisa. Były obrońca Bawarczyków w latach 2019-22 był trenerem juniorów, a potem drugiej drużyny Bayernu. Od stycznia zeszłego roku prowadzi argentyńskie River Plate, zdobywając z drużyną już trzy tytuł, w tym mistrzostwo kraju. Wydaje się, że Bayernowi najbardziej przydałby się raz jeszcze Jupp Heynckes, który kilkukrotnie wracał z emerytury, by za każdym razem z sukcesami poprawić grę drużyny. 78-latek swoje ostatnie słowo na ławce trenerskiej powiedział jednak z końcem sezonu 2017/18. Być może w rolę nowego Heynckesa mógłby wcielić się Hansi Flick, który raz przejął już klub w trudnym momencie, wygrywając wszystkie możliwe trofea. Na razie jednak o możliwym powrocie Flicka do Bayernu jest zaskakująco cicho.