Doszło do prawdziwej kompromitacji naszpikowanego gwiazdami Bayernu i w Niemczech nikt nie ma co do tego wątpliwości. Zespół z Monachium dał się zaskoczył w meczu wyjazdowym 1.FC Saarbruecken, przegrywając z kopciuszkiem 1:2. Katastrofa nastąpiła już w szóstej minucie czasu dodatkowego, a katem "Bawarczyków" okazał się nominalny obrońca, Marcel Gaus. A przecież to Bayern prowadził od 16. minuty po trafieniu Thomasa Muellera, a mimo to nie sprostał zespołowi, który w trzeciej lidze zajmuje dopiero 15. miejsce. Lothar Matthaeus grzmi o haniebnej wpadce Bayernu. "To niewytłumaczalne" Nic dziwnego, że za naszą zachodnią granicą Bayern jest niemiłosiernie grillowany, a trener Thomas Tuchel obrywa z każdej strony. Nie ma żadnej wątpliwości, że takiemu klubowi po prostu nie wypada taki blamaż, z rywalem tej klasy. Litości dla Bayernu nie ma Lothar Matthaeus, dziś 62-latek, który swego czasu uchodził za jednego z najlepszych pomocników świata. I do dzisiaj cieszy się niezachwianą reputacją. Ikona klubu z Bawarii w bardzo ostrych słowach dla "Bilda" nazywa to, co wczoraj wieczorem miało miejsce. Aby oddać skalę katastrofy, rekordzista pod względem występów w reprezentacji Niemiec wraca pamięcią do wydarzeń z sezonu 1994/95, gdy Bayern w pierwszej rundzie został wyeliminowany przez TSV Vestenbergsgreuth, przegrywając 0:1. Wtedy on sam grał w zespole z Monachium. - Ta porażka to największy pucharowy wstyd dla Bawarii od czasu naszego wyjazdu do Vestensbergsgreuth. Nam też coś takiego się przydarzyło. Jednak porażka w pucharze cztery razy z rzędu jest zawstydzająca i haniebna dla Bayernu. Teraz mecz w Saarbruecken jest niewytłumaczalny - wścieka się legenda niemieckiej piłki. Matthaeus krytykuje posunięcie Tuchela, który zaryzykował składem na to spotkanie. Jego zdaniem powinien zacząć najmocniejszą "11", z Harrym Kane'em na szpicy, a dopiero później, około 50-60 minuty, dokonywać zmian. Najbardziej jednak nie może pojąć tego, w jaki sposób jego ukochany klub stracił gola w szóstej doliczonej minucie.