Polak, który grał do 84. minuty, wcześniej został uderzony łokciem w głowę przez Rafinhę. Karą za faul była żółta kartka dla Brazylijczyka, a ponieważ wcześniej już jedną miał na koncie, musiał w 65. minucie opuścić boisko. Żółtą zobaczył także Polak. Obaj pokłócili, co było powodem awantury na boisku oraz kłótni między trenerami. "Trudno było mi zachować spokój w tej sytuacji, ale jakoś się udało. Nie wiem, dlaczego arbiter inaczej widział całą sytuację i nie rozumiem do tej pory za co dostałem żółtą kartką" - powiedział Błaszczykowski. Jego zdaniem, do finału LM w Londynie 25 maja pozostało jeszcze sporo czasu, więc w sobotę koncentrował się na walce o ligowe punkty. "Myślę, że mecz na Wembley będzie obfitował w intensywną, interesującą grę, ale zgodnie z regułami fair play i obędzie się bez złośliwości" - dodał Błaszczykowski. Trener Borussii Juergen Klopp ocenił, że sobotnie spotkanie było "doprawione pieprzem". Jemu nie udało się zachować spokoju i po zamieszaniu z udziałem Błaszczykowskiego i Rafinhi rzucił kilka słów w kierunku obrońcy Bayernu. "Powiedziałem mu, żeby trzymał się z dala od Kuby" - powiedział Klopp, co wywołało ostrą reakcję dyrektora sportowego nowego mistrza Niemiec, a w przeszłości zawodnika Borussii Matthiasa Sammera. Obaj panowie podali sobie ręce dopiero na prośbę sędziego Petera Gagelmanna. Sammer uznał potem w studiu telewizyjnym rozmowę za "emocjonalną, ale prowadzoną z respektem wobec siebie". "Rywalizacja z Dortmundem niezależnie od tego, gdzie i o jaką stawkę się toczy nigdy nie jest "meczem przyjaźni"" - przyznał bramkarz Bayernu Manuel Neuer, który w sobotę obronił rzut karny wykonywany przez Roberta Lewandowskiego. W tabeli Bundesligi Bayern ma 21 pkt przewagi nad Borussią, która jednak może już być pewna drugiego miejsca i występu w kolejnej edycji Champions League.