Tak na dobrą sprawę działalność klubu z Westfalii mogłaby być wzorem nawet dla zespołów z Ekstraklasy. Oczywiście wpływy na poziomie 190 mln euro rocznie to w naszej lidze marzenie ściętej głowy, ale rozsądek w gospodarowaniu nimi godny jest naśladowania. Siłą Borussii jest fanatyzm jej kibiców, podobno aż pół miliona z nich wyraziło gotowość wybrania się na Wembley na finał Champions League. Zapełniony co kilka, czy kilkanaście dni 80-tysiącami ludzi Signal Iduna Park to miara wartości klubu z Dortmundu, trzeba jednak dodać, że za niewiele ponad 150 euro można wykupić karnet na cały sezon. Tak jak większość zespołów Bundesligi, Borussia woli sprzedawać tańsze bilety, niż oglądać pustki na trybunach. Relacje z kibicami fundamentem strategii klubu Póki co nie ma takiego zagrożenia. Dobre relacje z kibicami są fundamentem strategii klubu. Kiedy podnoszono ceny wejściówek w Hamburgu, co nie podobało się fanom Borussii jeżdżącym za drużyną, Juergen Klopp otwarcie ich poparł. Szefowie klubu zaopatrywali w napoje i hot dogi ludzi wyczekujących w kolejce po bilety na półfinał Champions League z Realem Madryt. Sprzedaż bezpośrednia okazała się jednak spektakularną klapą, winę za bijatyki w kolejkach klub wziął na siebie, zapowiadając, iż następnym razem uniknie skandalu. Czy będzie jednak następny raz? Czy po ogromnym sukcesie w ostatnich trzech sezonach, drużyna Juergena Kloppa przetrwa ofensywę bogaczy czyhających na jej gwiazdy i trenera? Być może finał 25 maja to wyjątkowa okazja, następna zdarzy się za kolejne 20 lat? Trudno rywalizować na rynku, na którym mimo wprowadzania finansowego fair play przez UEFA, trendy dyktują oligarchowie, szejkowie, lub biznesmeni o rozmiarze kapelusza Florentino Pereza. Według relacji hiszpańskich mediów, prezes Realu nie stracił zimnej krwi nawet po dotkliwej porażce w półfinale Champions League, choć rewanż na Santiago Bernabeu trzymał w napięciu do ostatniej chwili. Niedługo po ostatnim gwizdku Howarda Webba spotkał się z polskim napastnikiem, by przez 10 minut w cztery oczy namawiać go na przeprowadzkę do Madrytu. Wcześniej takie osobiste "zachęty" Perez stosował wobec Zinedine’a Zidane’a, a z obecnych graczy tylko w stosunku do Kaki i Cristiano Ronaldo. Piłkarze BVB na liście życzeń europejskich gigantów Tak wyróżnionych jak Polak może zostać jednak co najmniej kilku ludzi z Dortmundu z Kloppem na czele. Gdyby chciał odejść, otworem stoi praktycznie każdy klub na kontynencie. To samo dotyczy Matsa Hummelsa, który jest na liście życzeń Barcelony, oraz Ilkaya Gundogana, kreowanego w hiszpańskich mediach na partnera, a potem następcę Xabiego Alonso w Realu. Mario Goetze już odchodzi do Bayernu za 37 mln euro. W dodatku klub z Dortmundu jest wściekły z powodu straty, więc skasuje podobne klauzule w kontraktach swoich przyszłych gwiazd. Urodzony w Dortmundzie i wychowany w Borussii Marco Reus gra na Signal Iduna Park niespełna rok, odkąd wrócił z Moenchengladbach. Wydano na niego ogromną jak na standardy Borussii kwotę 17 mln euro. Zrobił jednak taki postęp, że jego wartość jest porównywalna z Goetze. Wszyscy od Lewandowskiego, po Łukasza Piszczka i Kubę Błaszczykowskiego bez trudu znaleźliby dziś nowego pracodawcę. Mogą się jednak obawiać o los podobny do Shingiego Kagawy, sprowadzonego za 350 tys euro z Japonii, sprzedanego po dwóch sezonach za 16 mln euro do Manchesteru United. Na Old Trafford Japończyk nie przebił się do składu. Jeszcze gorzej "wpadł" jednak Nuri Sahin. Porzucił Dortmund dla Realu jako najlepszy gracz Bundesligi, niedawno wrócił, by odbudować złamaną karierę. Na razie jest u Kloppa tylko rezerwowym. Dortmund to doskonałe miejsce, by rozwijać kariery - o tym wiedzą wszyscy piłkarze. Ci o skali talentu i wiary we własne siły Roberta Lewandowskiego, z pewnością spróbują swoich sił, w topowych markach. Tam można zarobić znacznie więcej niż 4,5 mln euro za sezon, co w Borussii jest szczytem. Budżet na wypłaty dla drużyny wynosi rocznie zaledwie 80 mln euro, czyli jest na poziomie takich zespołów angielskich jak Fulham lub Sunderland. Mimo iż od zatrudnienia Kloppa wzrósł niemal trzykrotnie, Real i Barcelona wciąż wydają na pensje piłkarzy trzy razy tyle. Oto podstawy sukcesu klubu z Dortmundu Praca z młodymi (Goetze i Reus są wychowankami), znakomity skauting (sprowadzenie Matsa Hummelsa z Bayernu, czy Marcela Schmelzera z Fortuny Magdeburg), oraz trafione transfery dojrzałych, ale mniej znanych piłkarzy to podstawy sukcesu klubu z Dortmundu. Dorastający w USA Neven Subotic był graczem rezerw Mainz, gdy prowadzony przez Kloppa klub spadł do II ligi. Latem 2008 roku razem z trenerem przeniósł się do Dortmundu. Przed drugoligowym czyśćcem klub z Signal Iduna Park uratował też Piszczka, kreując go na gracza, którym zainteresowany był Real Madryt. Gdy Sahin uciekł do stolicy Hiszpanii za 10 mln euro, za połowę tej ceny sprowadzono do Dortmundu Gundogana. Reus kosztował niemal tyle, za ile odszedł Kagawa, choć potencjał ma większy. Oczywiście zdarzały się transfery mniej trafione, jak Ivana Perisica sprowadzonego za 5 mln euro, tyle, że Wolfsburg odkupił go za 8 mln. Dziś wszyscy wyśmiewają Juliana Schiebera, przepowiadając, że prędzej im kaktus na dłoni wyrośnie, niż Niemiec zbliży się do poziomu Lewandowskiego. Być może to będzie pomyłka Kloppa, na to wskazywałyby plotki o sprowadzeniu z Bayernu niechcianego tam Mario Gomeza. Kataloński dziennik "Sport" uważa jednak, że najlepszą decyzją trenera Borussii było sprowadzenie takiej "perły" jak Lewandowski za nędzne 4,5 mln euro. Felietonista gazety zarzucił Andoniemu Zubizarrecie i jego poprzednikom, że potrafią tylko sprowadzać do Barcy graczy za dziesiątki milionów, podczas, gdy skromny Klopp szukał w Poznaniu, tam, gdzie leniwi i zdemoralizowani forsą wielcy futbolowego świata, w ogóle nie zaglądają. Nie ma wątpliwości, że trafne decyzje trenera i szefów Borussii doprowadziły klub na szczyt. Symbolem są dwa tytuły mistrza Niemiec i zbliżający się finał Champions League. Jak się jednak na tym szczycie utrzymać, w tak bogatej i zaciekłej konkurencji? Pod względem ekonomicznym Borussia to wciąż tylko europejski średniak, tyle, że dysponujący wielką drużyną. Jak długo potrwa taki stan rzeczy? Oczywiste jest, że Klopp nie będzie pracował w Dortmundzie wiecznie. Że skusi go zamożniejszy pracodawca, lub reprezentacja Niemiec. Lewandowski przedłużyłby kontrakt już dawno, gdyby Borussia podniosła mu pensję do 4,5 mln euro. Hans Joachim Watzke uznał, że klubu na to nie stać, stąd obecny rwetes wokół Polaka. Borussia wyjątkiem w gronie wielkich klubów Niedawno hiszpański dziennik "El Pais" opublikował bilans wpływów i wydatków transferowych klubów w ostatnich 10 latach. Czyli niedługo po tym, jak Borussia weszła na giełdę, żeby się ratować przed upadkiem. To zestawienie pokazuje, jakim wyjątkiem jest klub z Dortmundu w gronie wielkich. Po pierwsze jest autentyczną własnością fanów, 70 tys z nich kupiło akcje, dziś ich właścicielami jest 27 tys. Po drugie bilans wpływów transferowych i zakupów wynosi w ostatniej dekadzie 10 mln euro. Borussia wydała na nowych graczy 118 mln, zarobiła na nich 108. Jeśli ktoś uważa, że podobny jest klucz do sukcesów Bayernu, głęboko się myli. W minionej dekadzie Bawarczycy kupili graczy za 408 mln, sprzedali za 106. W tym sensie przypominają raczej Manchester United (bilans minus 249 mln), Barcelonę (minus 372 mln), Real Madryt (minus 630 mln) i Chelsea (minus 732 mln). Czy szefowie klubu z Dortmundu mogliby być wzorem także dla polskich właścicieli? Oczywiście ich stać na kupowanie graczy za 5, czy nawet 17 mln euro. Można jednak robić transakcje na mniejszą skalę, dopasowaną do realiów Ekstraklasy. I tak jak Borussia doczekała awansu do finału Champions League, tak mistrz Polski mógłby się w końcu wedrzeć do fazy grupowej. Ostatnie 15 lat pokazuje, że nie jest to łatwe. Patent Borussii chętnie skopiowałby każdy w Europie. Autor: Dariusz Wołowski