Saga, związana z chęcią odejścia przez Roberta Lewandowskiego z Bayernu w wymarzonym kierunku, czyli do Realu Madryt, przynajmniej na razie się zakończyła. Polak przyjął do wiadomości, że obecnie nie jest na sprzedaż i w rozpoczętym właśnie sezonie znów ma dawać z siebie wszystko w zespole mistrza Niemiec. Jeśli ktoś myślał, że "Lewy" będzie na boisku manifestował swoje niezadowolenie, srogo się zawiódł i nie docenił jednego z najbardziej bramkostrzelnych napastników na świecie. Polak zaczął sezon z impetem, "pakując" byłemu klubowi swojego nowego trenera, Niko Kovacza, trzy gole, a cała drużyna z Monachium nie pozostawiła żadnych wątpliwości, komu w niedzielny wieczór należał się Superpuchar Niemiec. Polak, poza skutecznością, pokazał także charakter, a momentami nawet gotowość, by wymierzyć sprawiedliwość, gdy obrońca rywala David Abraham zaczął przekraczać wszelkie granice. To między innymi też dlatego, gdy w Polaku zaczęła gotować się krew w 70. min po kolejnym starciu, kiedy został uderzony w twarz łokciem, Kovacz postanowił ściągnąć z boiska swojego snajpera. Raz, że mógł obawiać się kontuzji, a po drugie dmuchał na zimne, by "Lewego" nie poniosły nerwy. Zdjęcie z szatni Bayernu, opublikowane przez Polaka na jego koncie społecznościowym, ilustruje namiastkę obrażeń po twardych starciach z przeciwnikami. Na prawym policzku Polaka widniał plaster w miejscu, gdzie doszło do lekkiego rozcięcia skóry. Jednak, jak widać na fotografii, złe emocje szybko zeszły z Polaka i wyglądał on na szczerze zadowolonego, uśmiechając się od ucha do ucha, dzierżąc w prawej dłoni okazałe trofeum. AG