79 653 widzów przychodziło średnio na Signal Iduna Park w sezonie 2016/17. Ta liczba jest imponująca sama w sobie, ale jeszcze większe wrażenie robi, kiedy się dopowie, że to w ogóle największa publiczność w Europie. Pod względem frekwencji Borussia od lat dystansuje nawet Barcelonę z pojemniejszym o prawie 20 tysięcy Camp Nou. "Borussen" jak żadni inni kibice mają mandat do wyrażania swojego zdania. I ta żółto-czarna ściana, jak znana na całym świecie Sudtribun, zaczyna pękać. Żółto-czarny papierek lakmusowy Dzień po nieszczęsnych Revierderby w Dortmundzie odbyło się walne zgromadzenie Borussii. Na spotkanie członków klubu przyszli także piłkarze ze sztabem szkoleniowym. Pojedyncze oklaski zostały wyparte przez gremialne gwizdy. Tak napiętej sytuacji w klubie nie było od dawna. To, co stało się w sobotę, było tylko papierkiem lakmusowym ostatnich wydarzeń w Dortmundzie. Kiedy w 25. minucie sobotnich derbów Raphael Guerreiro strzelił na 4-0, w Dortmundzie zapachniało historycznym pogromem. Borussia robiła, co chciała, a pozostawiony na pastwę losu bramkarz Schalke raz po raz wyciągał piłkę z siatki. Do końca meczu pozostało pół godziny, kiedy nagle role się odwróciły. W cztery minuty Schalke odrobiło dwa gole, Pierre-Emerick Aubameyang zarobił głupią drugą żółtą kartkę i osłabił zespół, aż w końcu w czwartej minucie doliczonego czasu drużyna z Gelsenkirchen doprowadziła do zwycięskiego remisu 4-4. - Nikt nie wierzył, że damy radę, więc taki remis smakuje jak zwycięstwo - cieszył się pomocnik Schalke Amine Harit. W historii Bundesligi żadna drużyna nie wyszła z tak beznadziejnej sytuacji. Spotkanie zostało określone matką matki wszystkich derbów, ale nie o taki rozgłos Borussii chodziło. Z zakazami za pan brat Autokar z rozentuzjazmowanymi piłkarzami Schalke opuszczał mury Signal Iduna Park, tymczasem za bramą stadionu rozpoczęło się polowanie na czarownice. - Kretyńskie zachowanie - miał ocenić czerwoną kartkę Aubameyanga bramkarz Borussii Roman Weidenfeller. Peter Bosz wypowiadał się w podobnym tonie, nie dowierzając, jak można było roztrwonić taką przewagę. Piłkarze Borussii jednym głosem mówili, że takiego upokorzenia jeszcze nie przeżyli. Aubameyang został kozłem ofiarnym, bo mimo 11 goli w 12 meczach w tym sezonie do jego dyspozycji są ciągle zastrzeżenia. Przed derbami wytykano mu brak zaangażowania, no to zareagował w meczu z Schalke, choć nie była to najszczęśliwsza odpowiedź. Znany z ekstrawaganckiego stylu bycia Gabończyk nigdy specjalnie nie pasował do poukładanej Borussii, gdzie atmosfera bardziej przypomina dom niż klub nocny. Między stronami już od dawna nie ma chemii, zostało małżeństwo z rozsądku. Z tego toksycznego związku Borussię może wyciągnąć w zimowym okienku Chelsea, która regularnie pyta o Aubameyanga. Dla 28-letniego napastnika to może być jedna z ostatnich szans na transfer do klubu, który odpowiadałby mu motywacyjnie, finansowo i charakterologicznie. Gabończyka nie da się okiełznać nie od dziś. Wystarczy wspomnieć, że w połowie listopada został zawieszony za imprezowanie z Ousmane'm Dembele, a z różnymi zakazami (np. wypowiadania się na temat Realu Madryt) jest za pan brat. Ale Pierre-Emerick Aubameyang to tylko wierzchołek góry lodowej. W Dortmundzie nie odnajduje się też na razie Peter Bosz, po którym obiecywano sobie naprawdę dużo. Wyjęty z Ajaksu Amsterdam szkoleniowiec miał nawiązać do wyników Juergena Kloppa, ale nie tych z ostatniego sezonu, kiedy w pewnym momencie zamykała tabelę i broniła się przed spadkiem. Na razie Borussia "tylko" odpadła z Ligi Mistrzów i praktycznie straciła szansę na mistrzostwo Niemiec, a jeśli chodzi o Puchar Niemiec, to przed Bożym Narodzeniem czeka ją mecz w 1/8 finału z Bayernem w Monachium. To mogą nie być spokojne święta dla kibiców BVB. Czas próby Z braku alternatyw Bosz pozostaje trenerem Borussii, ale jego akcje lecą na łeb na szyję. Z sześciu ostatnich meczów w Bundeslidze przegrał cztery i dwa zremisował. Z 10 ostatnich meczów w ogóle wygrał tylko w Pucharze Niemiec z wiceliderem 3. ligi Magdeburgiem. Zachowując proporcje, w porównaniu z Dortmundem zespołem na wpół amatorskim. A Borussii wiatr coraz mocniej wieje wiatr w oczy. Do kontuzjowanych Marco Reusa czy Łukasza Piszczka dołączył Mario Goetze, który też w tym roku już nie zagra. Na dodatek w najbliższym meczu ligowym z Bayerem Leverkusen czerwoną kartkę z Revierderby będzie musiał odpokutować Aubameyang. W takich okolicznościach Bosz dostał ultimatum. - Drogi Peterze, mam wobec ciebie i twojego sztabu jasne oczekiwania. Chcę, żebyście poruszyli niebo i ziemię w tym czasie próby - zwrócił się w niedzielę publicznie do trenera Hans-Joachim Watzke. Obowiązkowym celem na ten sezon pozostaje oczywiście awans do Ligi Mistrzów, czyli miejsce w pierwszej czwórce. Gdyby nie feralny remis z Schalke, Borussia już byłaby w tym gronie. Na razie ustępuje miejsca Bayernowi, Lipskowi, Schalke i imienniczce z Moenchengladbach. Trauma goni traumę Końca problemów nie widać, ale ich źródło tkwi być może gdzie indziej. Ciekawy głos w sprawie zabrał Michael Da Silva z Deutsche Welle. Niemiecki dziennikarz zwrócił uwagę na konflikty, które trawią klub od środka. Tomasa Tuchela broniły wyniki, ale pogrzebał go konflikt z dyrektorem sportowym Michaelem Zorkiem. Trenerzy zmieniają się najczęściej, toteż zwolnienie Tuchela rok przed wypełnieniem kontraktu nie odbiło się szerokim echem. O tym, że coś jest na rzeczy, opinia publiczna przekonała się dopiero później, kiedy z Dortmundu odszedł Sven Mislintat. Postać na pierwszy rzut oka anonimowa, tyle że odpowiadająca za całą politykę transferową klubu. Mislintat pojawił się w klubie w 2006 roku i od podstaw zbudował cały system skautingu, czego ostatnimi dorodnymi owocami byli Pierre-Emerick Aubameyang i Ousmane Dembele. Ale Mislintatowi przestało być po drodze z klubem. Po tym jak poróżnił się jeszcze z Tuchelem, zaczął być traktowany jak intruz. Dostał zakaz przebywania na treningach i kontaktowania się z piłkarzami czy sztabem pierwszej drużyny. Z Boszem mieli mówić jednym językiem, ale Mislintat wtedy przyjął ofertę Arsenalu, gdzie został szefem skautów. - Prawdopodobnie nigdy nie rozważyłbym oferty z innego klubu, ale zakaz wejścia na treningi na wniosek byłego trenera czy w ogóle odcięcie od pierwszej drużyny, moich przyjaciół, z którymi pracowałem przez tyle lat, zrewidowało moje myślenie - przyznał rozgoryczony. W Borussii jedna trauma goni drugą. Na walnym zgromadzeniu Hans-Joachim Watzke przypomniał o ataku terrorystycznym na autokar z piłkarzami Borussii Dortmund w drodze na ćwierćfinał Ligi Mistrzów z AS Monaco. - Mamy najlepszą opiekę, ale silnie stresowe reakcje mogą towarzyszyć sześć do siedmiu miesięcy od zdarzenia - powiedział. Atak był w kwietniu, tak więc przynajmniej z tą jedną traumą Borussia powinna sobie wkrótce poradzić. Łukasz Przybyłowicz