Od początku spotkania z Tottenhamem (które Bayern ostatecznie przegrał po serii rzutów karnych w finale turnieju Audi Cup) na murawie grał praktycznie drugi skład monachijczyków, poza nielicznymi wyjątkami. Podstawowi gracze - tacy jak Robert Lewandowski, Thomas Mueller czy Kingsley Coman - pojawili się na placu gry dopiero po przerwie. Jednak dla Francuza wejście w 71. minucie było fatalne. Dlatego, że zaraz potem musiał zejść z powodu kontuzji. Interwencja młodego reprezentanta Argentyny Juana Foytha, po szybkim ataku Comana na lewym skrzydle, w jego stylu, była na pozór niegroźna, ale zawodnik Bayernu zaczął zwijać się z bólu. Wyglądało na to, że najbardziej ucierpiały okolice kolana. Francuz wprawdzie wstał i mógł chodzić o własnych siłach, ale nie dał rady kontynuować gry. Do szatni schodził, wyraźnie utykając. Niko Kovacz uspokajał po meczu, że to nic poważnego. - Nie wiem dokładnie, w co został kopnięty, ale było to bardzo bolesne. Mam jednak nadzieję, że szybko wróci do gry. Nawet już na mecz z Dortmundem - powiedział trener Bayernu, choć nie wiadomo, czy nie jest to nadmierny optymizm. Przypomnijmy, że mistrzowie Niemiec zagrają przeciwko swoim najgroźniejszym rywalom już w najbliższą sobotę w Superpucharze Niemiec oficjalnie inaugurującym nowy sezon. Coman jest kontuzjowany już po raz kolejny. Tylko w tym roku miał trzy przerwy w grze - z powodu bólu pleców albo problemów mięśniowych. Najdłużej nieobecny był jednak przed rokiem, na początku poprzedniego sezonu. Przez zerwanie więzozrostu pauzował niemal trzy miesiące. RP