Jeszcze kilka tygodni temu wydawało się, że legendarny rekord Gerda Muellera i 40 bramek w jednym sezonie Bundesligi, jest już na wyciągnięcie ręki. "Lewy" strzelał jak na zawołanie i po 26. kolejkach miał na swoim koncie 35 bramek. Potem jednak przyszły pierwsze mecze eliminacji do mistrzostw świata i feralny mecz z Andorą. Lewandowski strzelił w nim dwie bramki, ale boisko musiał opuścić przedwcześnie, a na jego kolanie bardzo szybko pojawił się opatrunek i lód. Początkowo wydawało się, że to niegroźny uraz, ale szybko zaczęły się pojawiać głowy, że Polaka czeka dłuższa przerwa. Kontuzja pokrzyżowała plany I niestety się sprawdziły. Kapitan Biało-Czerwonych nie zagrał w meczu na Wembley z Anglią, nie wystąpił również w dwumeczu z Paris Saint-Germain w Lidze Mistrzów, po którym Bayern pożegnał się z tymi rozgrywkami nie obroni mistrzowskiego tytułu. Klub ze stolicy Bawarii nie zamierza teraz ryzykować jego zdrowiem, bo walka w Bundeslidze również zapowiada się na zaciętą. I w związku z tym nie ma mowy, żeby szybko wrócił na boisko. Dziennikarze "Kickera" podają, że zobaczymy go najwcześniej w 31. kolejce, co oznacza że na dogonienie Gerda Muellera Lewandowski będzie miał maksymalnie cztery mecze. Z jednej strony nie wydaje się to niemożliwe, patrząc na to, w jakiej formie był polski snajper przed kontuzją. Z drugiej strony rozbrat z boiskiem z pewnością wpłynie na niego negatywnie. Legendarny rekord, przez lata uważany za niemożliwy do pobicia, z pewnością się oddalił. Jednak wcale nie jest tak, że stał się poza zasięgiem. Pięć bramek w czterech meczach to nie jest coś, co stanowiłoby dla Lewandowskiego barierę nie do przebicia. Szczególnie, że sportowa złość z całą pewnością będzie nakręcać polskiego napastnika. A to dodatkowa broń dla naszego snajpera. KK