To miał być szlagier kolejki. Konfrontacja wicelidera z trzecią drużyną tabeli zapowiadała się pasjonująco. Kibice nie tylko w Niemczech oczekiwali zaciętego boju od pierwszej do ostatniej minuty. Mało kto spodziewał się aż siedmiu bramek, a pogromu gospodarzy - chyba tylko fantaści. Tymczasem Bayer Leverkusen rozbił Borussię Dortmund na jej terenie 5-2, korzystając z absencji superstrzelca w zespole rywali, kontuzjowanego Erlinga Haalanda. Borussia Dortmund - Bayer Leverkusen. Dwa "samobóje" na otwarcie Mecz rozpoczął się od dwóch szybkich... trafień samobójczych. Piłkę do własnej bramki skierował najpierw Manuel Akanji, a potem to sam uczynił Jeremie Frimpong. Po raptem 16 minutach było 1-1. Później koncert rozpoczęli "Aptekarze". Po golach Floriana Wirtza i Roberta Andricha schodzili na przerwę z prowadzeniem 3-1. Po zmianie stron kolejne ciosy zadali dortmundczykom Jonathan Tah i Moussa Diaby. Rozmiary porażki BVB zmniejszył wprowadzony z ławki rezerwowych Steffen Tigges. Pierwsza jego bramka nie została uznana z powodu ofsajdu. Druga okazała się trafieniem ustalającym wyniki spotkania na 2-5. Co ciekawe, na listę strzelców tym razem, nie wpisał się Patrik Schick, w snajperskiej klasyfikacji znajdującej się tuż za plecami Roberta Lewandowskiego. Reprezentant Czech przebywał na placu gry do 81. minuty. Borussia, która w styczniu zakończyła zwycięsko wszystkie trzy ligowe potyczki, pozostała na drugim miejscu w tabeli, ale do Bayernu Monachium traci już dziewięć punktów. Borussia Dortmund - Bayer Leverkusen 2-5 (1-3) Bramki: 0-1 Akanji (10. samobójcza), 1-1 Frimpong (16. samobójcza), 1-2 Wirtz (20.), 1-3 Andrich (28.), 1-4 Tah (53.), 1 -5 Diaby (87.), 2-5 Tigges (90.). ZOBACZ TAKŻE: