Sadio Mane miał być nowym gwiazdorem Bayernu Monachium. Przychodził z Liverpoolu jako gwiazda i miał osłodzić kibicom gorycz po odejściu Roberta Lewandowskiego. Nowy nabytek nie spełnia jednak pokładanych w nim nadziei, a do tego Niemcy mają z nim problemy pozaboiskowe. Po kwietniowej porażce z Machesterem City 0-3, Mane jeszcze na murawie pokłócił się z Leroy’em Sane, a następnie sprzeczka przeniosła się do szatni. Tam miało być dużo ostrzej, aż w końcu Senegalczyk nie wytrzymał i uderzył kolegę z zespołu w twarz. Z wargi Sane polała się krew, a obu zawodników musiała rozdzielać reszta drużyny. Po wyjaśnieniu incydentu wydawało się, że dni Mane w Monachium są policzone. - Nie ma przyszłości w zespole. Szefowie Bayernu liczą na jego odejście, ponieważ nie wyobrażają sobie, aby siedział na ławce rezerwowych - powiedział Florian Plettenberg ze Sky Sports w programie "Transfer update - the show". Sadio Mane chce zostać w Bayernie Monachium Wokół Mane zaczęli też kręcić się pierwsi zainteresowani. Zatrudnieniem Senegalczyka zainteresowany jest m.in. Manchester United oraz Chelsea, tymczasem okazuje się, że piłkarz nie ma w planach się gdziekolwiek wybierać. Dziennikarz Fabrizio Romano podaje, że Mane dobrze czuje się w Monachium i chce pozostać w klubie, by walczyć o miejsce w składzie. Inna sprawa, że z jego postawy sportowej Bawarczycy na razie mogą być średnio zadowoleni, ponieważ Senegalczyk w 24 spotkaniach Bundesligi zdobył siedem bramek i zanotował pięć asyst. Tymczasem Bayern przygotowuje się do kluczowych spotkań sezonu. Na dwie kolejki przed końcem monachijczycy mają tylko jeden punkt więcej niż Borussia Dortmund, więc w pozostałych spotkaniach nie mogą pozwolić sobie na wpadkę. PJ