Czesław Michniewicz zwykł mawiać, że "2:0 to niebezpieczny wynik". Bywa jednak tak, że nawet 3:0 okazuje się rezultatem, który nie pozwala kibicom ze spokojem wyczekiwać końca spotkania. Boleśnie przekonali się o tym w niedzielę sympatycy Hoffenheim. W 5. kolejce Bundesligi działy się rzeczy niesłychane. Gospodarze znakomicie weszli w mecz z Werderem Brema i już w 5. minucie objęli prowadzenie. Gola na swoje konto zapisał Marius Bulter, a już trzy minuty później mógł pochwalić się dubletem. Hoffenheim z łatwością rozmontowywało defensywę rywali i było głodne kolejnych trafień. W 12. minucie bramkę na 3:0 zdobył Adam Hlozek. Nokaut? Nic bardziej mylnego. Podolski zaskakuje ws. Szczęsnego. To może być hit. Postawił sprawę jasno Bundesliga. Ten mecz to czysty absurd. Od 3:0, do 4:3, Werder dokonał niemożliwego Zasabotować działania swoich partnerów z drużyny postanowił Stanley Nsoki. Francuz po bezmyślnym faulu został w 18. minucie wyrzucony z boiska. Wtedy zaczęły się problemy "Wieśniaków". Werder ruszył do ataku i potrzebował zaledwie trzech minut, żeby trafić po raz pierwszy. Rozpoczął Malatini, a jeszcze przed przerwą bramkę kontaktową zdobył Jens Stage. Duńczyk tego dnia był świetnie dysponowany i choć po kwadransie rywalizacji wydawało się to niemożliwe, przyjezdni wyrównali w 39. minucie stan rywalizacji - 3:3. Gospodarze byli rozbici, a to nie był koniec. Po zmianie stron gra wyraźnie zwolniła, a kibice nie oglądali już tylu trafień. Najważniejsze, bo decydujące o triumfie zanotował w 49. minucie Stage. Duńczyk z pewnością na długo zapamięta niedzielny mecz - nie dość, że strzelił hattricka, to jego drużyna w spektakularny sposób odwróciła losy meczu, przez wielu postrzeganego już jako przegrany. Rzadko jesteśmy świadkami tak nieprawdopodobnych zwrotów akcji. Brema dzisiaj zapewne prędko nie zaśnie.