Zdumiewające słowa aktora, który wcielił się w Jerzego Kuleja. "Byłem przekonany, że jestem głupi"
Kilka dni temu do kin wszedł film, o którego realizację walczył Waldemar Kulej, syn legendy polskiego boksu, Jerzego Kuleja. Fragment życiorysu nieżyjącego od 2012 roku dwukrotnego mistrza olimpijskiego został sfabularyzowany pod tytułem "Kulej. Dwie strony medalu", a w rolę głównego bohatera wcielił się Tomasz Włosok. 34-letni warszawianin zasiadł na "Kanapie Knapa", przez ponad godzinę rozprawiając z prowadzącym na wiele tematów. I przyznał się do ogromnego kompleksu, a swoim wyznaniem chciałby ośmielić innych, bo "być może ktoś ma podobnie".
Od zawsze mówiło się, że życiorys Jerzego Kuleja to gotowy scenariusz na wielki film, który w warunkach amerykańskiego kina mógłby być dużą, kasową produkcją. Oto z jednej strony gigant nad gigantami w sporcie, dwukrotny mistrz olimpijski, który w boksie zapewnił sobie ikoniczne miejsce, a z drugiej strony człowiek notorycznie pakujący się w tarapaty, bawidamek i hulaka, nie stroniący od alkoholu. Wygrał walkę z samym sobą i nie odebrał sobie życia, ale swojego syna wpuścił w dorosłe życie z deficytami emocjonalnymi, wynikającymi z braku szczerego kontaktu i partnerstwa. Jerzy Kulej. Dwie strony medalu. Pasuje jak ulał.
Tomasz Włosok: Bardzo długo byłem przekonany, że jestem głupi
- Jeszcze za życia ojciec planował film. Zaczynał od Stanów Zjednoczonych, gdzie wtedy mieszkał autor książki. Piotr Szarama skontaktował go wówczas z pewnym człowiekiem, który był producentem filmowym. Ojciec sprzedał mu licencję na zrobienie o nim filmu za jednego dolara. Mam kopię tej umowy, w której figuruje ta symboliczna kwota. Nawet jeden w tej chwili z dość znanych aktorów amerykańskich miał odgrywać rolę Władka Komara - mówił mi pan Waldemar Kulej w rozmowie, która ukazała się na stronie Interii.
Wyprzedzając fakty, może kiedyś powstanie sequel, wszak warto przypomnieć wszystkim niezorientowanym, że literacka twórczość rozpoczęła się od książki o jakże bliźniaczym tytule do tego filmowego, czyli biografii "Dwie strony medalu" z 1996 roku. Dwie dekady później, w 2016 roku, piórem tego samego autora Piotra Szaramy powstała książka "W cieniu podium", rozbudowana i poszerzona o gruntowny opis ostatniego okresu życia mistrza pięści, zwieńczona specjalnym rozdziałem syna o ojcu, czyli reminiscencji Waldemara Kuleja, będącego spiritus movens filmowego przedsięwzięcia. Taki ciąg zdarzeń wydaje się być prawdopodobny tym bardziej, że w dziele reżysera Xawerego Żuławskiego zekranizowane zostały tylko cztery lata, od igrzysk olimpijskich w 1964 roku w Tokio do kolejnych w 1968 roku w Meksyku.
Póki co już mamy do czynienia ze spełnieniem marzeń. I nie tylko syna, którego rozpiera duma, ale także aktora Tomasza Włosoka, wcielającego się w rolę pięściarza, który wyruszył w burzliwą, życiową podróż z biednej dzielnicy Ostatni Grosz w Częstochowie.
- Nie miałem takiej emocji, że to jest moje i kropka, teraz będę po trupach dążył do celu, do tej roli. Natomiast miałem takie marzenie, zawsze miałem. Raz, żeby sporty walki i boks wykorzystać w pracy, którą wykonuję. Nadto zdaję sobie sprawę, że warunki fizyczne mam zbliżone do Jerzego i czułem ten atut. To jest spełnienie marzenia - przyznał 34-latek na kanale "Kanapa Knapa", słusznie skomplementowany przez prowadzącego, że tą rolą - pozostając w nomenklaturze bokserskiej - wszedł do "wagi ciężkiej".
Filmowy Jerzy Kulej o kompleksie. "Mówię o tym dlatego teraz, że to po prostu przerabiam"
Rozmowa z Włosokiem jest wielowątkowa, naturalnie wiele opowieści i refleksji dotyczy filmu, który wszedł do kin i każdy widz może wyrobić sobie o nim zdanie. Ciekawie natomiast zrobiło się, gdy prowadzący niejako dotarł do wnętrza artysty, powodując że ten postanowił zwierzyć się kompleksu, który chronicznie go prześladował.
- Bardzo długo byłem przekonany, że jestem głupi. Że po prostu jestem głupi, kropka. I nie mam kompletnie nic do powiedzenia. To mi się troszeczkę zmieniło, ale to jest terapia i wszystko. Teraz do powiedzenia mam, ale dalej uważam, że chciałbym wiedzieć więcej i trochę ukrywam się za tą pracą, którą wykonuję. Takie sytuacje, jak ta teraz, w których konfrontuję siebie, własną wrażliwość, własną inteligencję i wiedzę, są dla mnie stresujące. Bardzo stresujące
~ bez ogródek wyznał absolwent szkoły teatralnej w Krakowie.
Prowadzący dociekał, czy było jedno, sprawcze wydarzenie w życiu aktora, które tak bardzo wywołało zachwianie poczucia wartości. Odpowiedź Włosoka świadczyła o tym, że jak w przypadku wielu innych kompleksów, sytuacja po prostu się rozwijała.
- Takie rzeczy się zdarzają, są ludzie na twojej drodze, którzy powodują, że coś takiego w tobie kiełkuje. To trochę sprowadza się do pozycji ofiary, więc odszedłbym od tego. Takie miałem myślenie, ono we mnie rozkiełkowało, ewoluowało i spowodowało, że z takim lękiem musiałem i muszę się mierzyć - wyznał, jasno dając do zrozumienia, że to ciągle w nim drzemie.
- Mówię o tym teraz dlatego, że to po prostu przerabiam. O kompleksie łatwo się mówi, kiedy się go przepracowuje, a gorzej gdy jest twoim permanentnym lękiem. Z racji, że to przerabiam, to o tym mówię, bo być może ktoś ma podobnie. I jak sobie tego posłucha, to nie będzie wstydził się o tym powiedzieć, bo nie ma nic cudowniejszego niż rozgrzebanie swoich lęków. To daje ukojenie i jest workiem treningowym, na którym możesz się wyżyć, kiedy zaczynasz mówić o tym, co tak naprawdę cię gniecie. A dochodzi mądrość, dzięki której przestajesz myśleć, że to jest czyjaś wina, tylko mierzysz się z zagadnieniem i z lękiem, a nie tym, jak ktoś cię czymś krzywdził - podkreślił Tomasz Włosok.