Od zawsze mówiło się, że życiorys Jerzego Kuleja to gotowy scenariusz na wielki film, który w warunkach amerykańskiego kina mógłby być dużą, kasową produkcją. Oto z jednej strony gigant nad gigantami w sporcie, dwukrotny mistrz olimpijski, który w boksie zapewnił sobie ikoniczne miejsce, a z drugiej strony człowiek notorycznie pakujący się w tarapaty, bawidamek i hulaka, nie stroniący od alkoholu. Wygrał walkę z samym sobą i nie odebrał sobie życia, ale swojego syna wpuścił w dorosłe życie z deficytami emocjonalnymi, wynikającymi z braku szczerego kontaktu i partnerstwa. Jerzy Kulej. Dwie strony medalu. Pasuje jak ulał. Tomasz Włosok: Bardzo długo byłem przekonany, że jestem głupi - Jeszcze za życia ojciec planował film. Zaczynał od Stanów Zjednoczonych, gdzie wtedy mieszkał autor książki. Piotr Szarama skontaktował go wówczas z pewnym człowiekiem, który był producentem filmowym. Ojciec sprzedał mu licencję na zrobienie o nim filmu za jednego dolara. Mam kopię tej umowy, w której figuruje ta symboliczna kwota. Nawet jeden w tej chwili z dość znanych aktorów amerykańskich miał odgrywać rolę Władka Komara - mówił mi pan Waldemar Kulej w rozmowie, która ukazała się na stronie Interii. Wyprzedzając fakty, może kiedyś powstanie sequel, wszak warto przypomnieć wszystkim niezorientowanym, że literacka twórczość rozpoczęła się od książki o jakże bliźniaczym tytule do tego filmowego, czyli biografii "Dwie strony medalu" z 1996 roku. Dwie dekady później, w 2016 roku, piórem tego samego autora Piotra Szaramy powstała książka "W cieniu podium", rozbudowana i poszerzona o gruntowny opis ostatniego okresu życia mistrza pięści, zwieńczona specjalnym rozdziałem syna o ojcu, czyli reminiscencji Waldemara Kuleja, będącego spiritus movens filmowego przedsięwzięcia. Taki ciąg zdarzeń wydaje się być prawdopodobny tym bardziej, że w dziele reżysera Xawerego Żuławskiego zekranizowane zostały tylko cztery lata, od igrzysk olimpijskich w 1964 roku w Tokio do kolejnych w 1968 roku w Meksyku. Póki co już mamy do czynienia ze spełnieniem marzeń. I nie tylko syna, którego rozpiera duma, ale także aktora Tomasza Włosoka, wcielającego się w rolę pięściarza, który wyruszył w burzliwą, życiową podróż z biednej dzielnicy Ostatni Grosz w Częstochowie. - Nie miałem takiej emocji, że to jest moje i kropka, teraz będę po trupach dążył do celu, do tej roli. Natomiast miałem takie marzenie, zawsze miałem. Raz, żeby sporty walki i boks wykorzystać w pracy, którą wykonuję. Nadto zdaję sobie sprawę, że warunki fizyczne mam zbliżone do Jerzego i czułem ten atut. To jest spełnienie marzenia - przyznał 34-latek na kanale "Kanapa Knapa", słusznie skomplementowany przez prowadzącego, że tą rolą - pozostając w nomenklaturze bokserskiej - wszedł do "wagi ciężkiej". Filmowy Jerzy Kulej o kompleksie. "Mówię o tym dlatego teraz, że to po prostu przerabiam" Rozmowa z Włosokiem jest wielowątkowa, naturalnie wiele opowieści i refleksji dotyczy filmu, który wszedł do kin i każdy widz może wyrobić sobie o nim zdanie. Ciekawie natomiast zrobiło się, gdy prowadzący niejako dotarł do wnętrza artysty, powodując że ten postanowił zwierzyć się kompleksu, który chronicznie go prześladował. Prowadzący dociekał, czy było jedno, sprawcze wydarzenie w życiu aktora, które tak bardzo wywołało zachwianie poczucia wartości. Odpowiedź Włosoka świadczyła o tym, że jak w przypadku wielu innych kompleksów, sytuacja po prostu się rozwijała. - Takie rzeczy się zdarzają, są ludzie na twojej drodze, którzy powodują, że coś takiego w tobie kiełkuje. To trochę sprowadza się do pozycji ofiary, więc odszedłbym od tego. Takie miałem myślenie, ono we mnie rozkiełkowało, ewoluowało i spowodowało, że z takim lękiem musiałem i muszę się mierzyć - wyznał, jasno dając do zrozumienia, że to ciągle w nim drzemie. - Mówię o tym teraz dlatego, że to po prostu przerabiam. O kompleksie łatwo się mówi, kiedy się go przepracowuje, a gorzej gdy jest twoim permanentnym lękiem. Z racji, że to przerabiam, to o tym mówię, bo być może ktoś ma podobnie. I jak sobie tego posłucha, to nie będzie wstydził się o tym powiedzieć, bo nie ma nic cudowniejszego niż rozgrzebanie swoich lęków. To daje ukojenie i jest workiem treningowym, na którym możesz się wyżyć, kiedy zaczynasz mówić o tym, co tak naprawdę cię gniecie. A dochodzi mądrość, dzięki której przestajesz myśleć, że to jest czyjaś wina, tylko mierzysz się z zagadnieniem i z lękiem, a nie tym, jak ktoś cię czymś krzywdził - podkreślił Tomasz Włosok.