Od dzieciństwa życie nie szczędziło mu przeszkód. Urodził się w trakcie wojny, a rodzice mieli się nawet zastanawiać, czy w tym trudnym czasie nie usunąć ciąży. Jak jednak sylwetce "Jerzy Kulej - mistrz, który nie dał wyliczyć się życiu" napisał Szymon Szczepanik "położna nie zjawiła się w umówionym miejscu i czasie - zatrzymała ją niemiecka obława. Para potraktowała to wydarzenie jako znak od Boga i tym sposobem Irena doniosła ciążę." Kulej wychowywał się w biednej częstochowskiej dzielnicy "Ostatni grosz". Nie imponował warunkami fizycznymi i w szkole często z tego powodu cierpiał. Był jednak żywym, niepotrafiącym usiedzieć w miejscu chłopcem. Uprawiał różne sporty, ale gdy zobaczył książkę "ACB Boksu", szybka stała się dla niego biblią. Pomogła w pokonaniu dotychczasowego klasowego oprawcy - Henia. A pięściarstwo stało się sposobem na życie. Kulej - w trzy lata od początku treningów do kadry narodowej W wieku 15 lat Kulej rozpoczął treningi w Starcie Częstochowa. Jego pierwszym szkoleniowcem był Wincenty Szyiński. Błyskawicznie robił postępy, był pracowity i nie bał się ciężkiego treningu. Wygrywał pojedynek za pojedynkiem aż w końcu usłyszano o nim w Warszawie. Zaledwie trzy lata po rozpoczęciu treningów pięściarskich trener Stamm powołał go do kadry i poświęcał mnóstwo czasu na treningach. W wieku 19 lat pojechał do Szwajcarii na mistrzostwa Europy. Tam nie tylko doznał bolesnej porażki, ale także napytał sobie biedy u szkoleniowca. Nie słuchał jego wskazówek i przegrał w ćwierćfinale z przeciętnym Włochem Piero Brandim. "Stamm był wściekły na swojego zawodnika przede wszystkim o to, że ten ignorował jego wskazówki taktyczne. I chociaż Jurek szybko zrozumiał własny błąd, to i tak boleśnie odczuł konsekwencje swojej niesubordynacji." - pisał Szczepanik. Po mistrzostwach, które były rok przed igrzyskami, trener już nie poświęcał już tyle uwagi Kulejowi. Mało tego, znalazł zastępcę w wadze lekkopółśredniej - Mariana Kasprzyka. I choć Kulej dwa razy z nim wygrał, to na igrzyska pojechał ten drugi. I zdobył w Rzymie brąz. Ta nauczka podziałała na Kuleja i wyciągnął z niej wnioski. Tyle że Stamm wcale nie zamierzał rezygnować z Kasprzyka. Jak to jednak w boksie bywa, wielu było takich, którzy chcieli sprawdzić, czy słynny bokser jest tak mocny. I Kasprzyka zaczepił podpity mężczyzna, został oczywiście znokautowany, ale okazało się, że był milicjantem w cywilu. Komunistyczna władza takich spraw nie miała w zwyczaju zamiatać pod dywan. Kasprzyk trafił do więzienia i dostał dożywotni zakaz uprawiania sportu. To było szansą dla Kuleja. Stamm znów na niego postawił, a pięściarz z Częstochowy dołożył wszelkich starań, by nie zawieść trenera. Ponownie wylewał siódme poty na treningach, ale przede wszystkim słuchał szkoleniowca. W 1963 roku wygrał mistrzostwa Europy, które odbyły się w ZSRR, a w finale pokonał Aloizsa Tuminsa. Dwa lata wcześniej Rosjanin w walce o złoty medal wygrał z Kasprzykiem. Kulej co do milimetra realizował plan taktyczny nakreślony przez Stamma. I przekonał się, jak wiele to daje. Za rok czekały igrzyska olimpijskie w Tokio. Kulej mógł być już pewny, że na nie pojedzie. Mało tego, władze PRL skróciły karę Kasprzyka, który mógł też wrócić do boksu, ale walczył w cięższej kategorii wagowej. A Kulej był w wybitnej formie. Na drodze do finału rozbijał kolejnych rywali Argentyńczyka Roberto Amaya, Anglika Richarda McTaggarta (mistrz olimpijski z 1956 roku), Rumuna Iosifa Mihalica z Rumunii i Ghańczyka Eddiego Blaya. Złoty dzień polskiego boksu w Tokio 23 października 1964 roku okazał się największym dniem w historii polskiego boksu. A właściwie kilkadziesiąt minut, bo w tak krótkim czasie trzech Polaków (Kasprzyk, Kulej i Józef Grudzień) walczyło po sobie w tokijskim ringu o złoto i wszyscy odnieśli wielkie zwycięstwa. Kulej zmierzył się z Jewgienijem Frołowem. Wcześniej z Rosjaninem walczył w styczniu w meczu ZSRR - Polska. Przegrał na punkty, choć werdykt był kontrowersyjny, ale pojedynek odbył się w Moskwie. Wtedy Polak walczył w swoim stylu, atakował, dążył do półdystansu, zamęczał rywali szybkością i liczbą zadawanych ciosów. Po półfinale igrzysk Stamm miał zabrać Kuleja na spacer i przedstawił mu plan "zasadzki" na rywala. "Mówił mi, że to moja wielka szansa, że w Moskwie nie przegrałem i trzeba Frołowa zaskoczyć. Zmieniamy twój styl walki. Tym razem nie zaatakujesz, a poczekasz na jego ofensywę - mówił Stamm. Byłem znany z tego, że idę do przodu, a tymczasem miałem udawać kogoś, kto się boi" - cytował PAP słowa Kuleja. Kulej miał więc nie atakować, ale czekać na rywala. Stamm wiedział, że Frołow doskonale zna styl jego podopiecznego i będzie na to przygotowany. Tymczasem postawa Polaka zupełnie go zaskoczyła. "Tego rodzaju taktyka udawała się przez dwie rundy. W trzeciej spodziewaliśmy się gwałtownego natarcia Frołowa, co istotnie nastąpiło. Jurek na szczęście miał jeszcze tyle sił, aby stopować i unikać. Po odparciu ataku Kulej natychmiast przechodził do kontrnatarcia i lokował serie w tułów. Wreszcie zdobył się na piękną i ambitną końcówkę, choć wyczuwam, że goni resztkami sił." - wspominał Stamm. "Prawie przez minutę nie pada ani jeden cios. Sędzia ringowy Żeczew zwraca zawodnikom uwagę, by rozpoczęli walkę, więc Kulej rusza do ataku i trzy razy z doskoków trafia seriami. Drugie starcie. Kulej jest aktywniejszy. Bije często serie w korpus. Jest szybszy w końcówce. Polakowi wychodzi sierp na szczękę i wydaje się, że tym przesądził walkę na korzyść swoją. W ostatnim starciu widać było, że goni resztkami sił. Teraz aktywniejszy i szybszy jest Frołow. Ale i jego ciosy nie mają już dynamiki. Walka jest bardzo zacięta. Na moment przed końcowym gongiem Kulej zadaje bardzo celny cios w szczękę Frołowa." - to relacja w "Dzienniku Łódzkim". Polak wygrał u czterech z pięciu sędziów - 59:58, 59:58, 60:58 i 59:58. Jedynie arbiter z Wielkiej Brytanii wskazał na remis. "Walczyłem na ostatnich nogach. W trzeciej rundzie nie wiedziałem już na jakim świecie jestem. Frołow na szczęście nie forsował tempa. Nie wiem, co by wtedy było. Prześlijcie całusy dla żony i rodziny. Dla wszystkich kolegów. Powiedzcie im, że jestem nieprzytomny ze szczęścia." - to słowa Kuleja z "Dziennika Łódzkiego". Cztery lata później w Meksyku Kulej obronił olimpijskie złoto po także emocjonującym finale z Kubańczykiem Enrique Regueiferosem. W 1971 roku zakończył karierę. W sumie stoczył 348 walk - 317 wygrał, 6 zremisował, 25 przegrał. Nigdy nie leżał na deskach ringu. Oprócz dwóch tytułów mistrza olimpijskiego, w dorobku miał tytuły mistrza Europy (1963, 1965) i wicemistrza (1967). Zmarł w wyniku choroby nowotworowej w 2012 rok.