Boks bez kibiców... i wielkich walk? Czy można zrobić i czy się opłaca organizować wielkie gale bez udziału kibiców boksu? Widzieliśmy (i słyszeliśmy) wszyscy, jaką różnicę robili pod ringiem fani pięściarstwa w Rudzie Śląskiej, a dla wielu wielkich promotorów obecność fanów staje się decydująca przy podejmowaniu decyzji o organizacji kosztownych gal. Niektórzy nie muszą się o to bardzo martwić, ale takich jest niewielu. Bob Arum i jego “Top Rank" korzysta ze wsparcia wartego miliardy dolarów giganta medialnego ESPN i dlatego może pokazać bez “pay-per-view" i kibiców megawalkę Wasyla Łomaczenki z Teofimo Lopezem o cztery pasy mistrza świata w wadze lekkiej. Nie zmienia to faktu, że Arum liczy na to, iż 17 października w Las Vegas będzie szansa wpuszczenia na ten pojedynek choć części kibiców, podobnie jak na grudniową bitwę (wstępna data - 19 grudnia) w wadze ciężkiej pomiędzy Deontay’em Wilderem i Tysonem Fury. Walka o pas World Boxing Council ma być zorganizowana na stadionie futbolu amerykańskiego, więc nawet jeśli będzie zgoda na wypełnienie obiektu 25 procentami kibiców, oznaczać to będzie kilkanaście tysięcy fanów boksu mogących oglądać walkę na żywo. "Takie są nasze zamierzenia - zrobić walkę na Allegiant Stadium w Las Vegas, gdzie gra miejscowa drużyna National Football League - Las Vegas Raiders. Bierzemy pod uwagę wszystko - zabezpieczenie obiektu, pandemię - dosłownie wszystko. Jesteśmy już po rozmowach z szefami Raiders, musimy być optymistami". Arum zakłada, że trzecią walkę Fury-Wilder będzie mogło zobaczyć około 10 000 - 15 000 widzów czyli i tak mniej niż było na trybunach podczas drugiej walki, gdzie bilety kupiło prawie osiemnaście tysięcy fanów boksu. Nie każdy ma taki komfort finansowy. Frank Warren przesuwając po raz drugi termin pojedynku Daniel Dubois - Joe Joyce, oficjalnie powiedział, że “nie ma sensu biznesowego ani dla mnie, ani pięściarzy organizowania takiej szlagierowej w Anglii, dopóki nie będą mogli oglądać jej na żywo kibice". Dubois stwierdził, że nie ma problemu walczyć z Joyce bez udziału kibiców, ale... za pełną kontraktową stawkę. Podobnie podchodzi do tematu kibiców na galach szef Matchroom Boxing - Eddie Hearn. Jeszcze miesiąc temu mówił, że do walki mistrza świata IBF/WBA/WBO Anthony’ego Joshuy dojdzie w tym roku “z kibicami lub bez", teraz już apeluje do władz Wielkiej Brytanii o udzielenie choćby limitowanego liczbowo pozwolenia na uczestniczenie w galach fanów pięściarstwa. “Chcemy, żeby stało się tak jak najszybciej, może pod koniec września. Nawet 500 czy 1000 kibiców robi różnicę, ale mam nadzieję, że już w październiku powrócą tłumy. Jak wszystko się uda, to hala 02 Arena w Londynie będzie podczas walki Joshuy pełna" - przewiduje Hearn. Bradley krytykowany... ale nie zmienia zdania: “Wiem co mówię!" Tim Bradley jr był w amerykańskich mediach ostro atakowany za krytykę występu mistrza świata Jamela Herringa, któremu zarzucił, że “nie chciał się bić, szukał wymówki, żeby walki się skończyła". Spora część mediów nazwała wypowiedź dotycząca byłego żołnierza amerykańskich “marines" za skandaliczną, ale Bradley jr nie ma zamiaru zmieniać opinii. Pisaliśmy o sprawie, która ma swój dalszy ciąg. “Podtrzymuje to, co powiedziałem - Herring już nie chciał walczyć. Wiem, co mówię - z doświadczenia" - powiedział Bradley w wywiadzie dla ESPN. "Przeżyłem to samo we wrześniu 2016 roku, kiedy po raz trzeci biłem się z Manny Pacquiao. "Byłem na deskach w dziewiątej rundzie, ale walczyłem do końca. Oglądałem później ten pojedynek - przestałem próbować? Przestałem walczyć? Poddałem się? Nie, biłem się do końca. Zadałem sobie też pytanie, czy jeszcze będę potrafił to zrobić, sięgnąć gdzieś głęboko, poświęcić wszystko, żeby być mistrzem świata? Kiedy zrozumiałem, że nie ma już we mnie tej motywacji, skończyłem z boksem. Dlatego wiem, co widziałem w walce Herringa, a on powinien przeprowadzić ze sobą taką samą rozmowę" - odparł zarzuty Tim Bradley jr. Przemek Garczarczyk z Chicago, Polsat Sport