Cztery razy 30:27 i raz 30:26 - takim rezultatem, po trzech rundach, zakończyła się półfinałowa batalia Kingi Krówki z Angelą Carini w popołudniowej sesji na warszawskim Torwarze. Olimpijka z Paryża, wicemistrzyni świata i Europy, okazała się przeszkodą nie do przejścia. Kontrolowała cały pojedynek, nasza nastolatka miała tylko swoje momenty, a na domiar złego w drugiej rundzie była liczona. Wówczas na głowę Krówki spadł mocny cios z prawej ręki, na który w sekundzie zareagował sędzia ringowy. Weronika Dziubek odkryciem kadry. Z hokeja do ringu i finału W efekcie nasza reprezentantka zupełnie zasłużenie tak wysoko przegrała u wszystkich arbitrów, czyli w ogólnym rozrachunku padł wynik 5:0 dla Carini. W zgoła innym nastroju była Weronika Dziubek, która już w kolejnej walce zameldowała się w ringu. Zawodniczka, która robi furorę w tym turnieju, bardzo dobrze weszła w pojedynek z Norweżką Madeleine Angelsen. Pewnie wygrała pierwsze dwie rundy i tylko katastrofa mogła jej odebrać końcowe zwycięstw. Wprawdzie w ostatniej odsłonie to przeciwniczka podkręciła tempo i wyżej zapunktowała u czwórki arbitrów, ale sumarycznie z efektownej wygranej 5:0 cieszyła się 23-latka (urodzona 12 grudnia 2001 roku). Ktoś by powiedział, że obojętnie co się wydarzy, późno zaczynająca przygodę z boksem Dziubek, mająca na koncie niespełna 20 walk, już i tak napisała w stolicy największą historię w krótkiej karierze. Jednak naszej pięściarce towarzyszy zupełnie inne nastawienie, jak na sportowca z krwi i kości przystało. To jedna z tych naszych zawodniczek, od której mimo niewielkiego doświadczenia emanuje duży luz. Jaki jest na to sposób? - Tak fajne mamy dziewczyny w kadrze, że w szatni panuje luźna atmosfera. Cały czas rozmawiamy, trenerzy też żartują, tak że nawet nie ma czasu się zestresować - roześmiała się zawodniczka klubu Dynamit Głowno. Polak liczony, thriller w ringu i fenomenalny zwrot akcji. Mistrz Europy pokonany, finał! Historia Dziubek jest bardzo ciekawa, bowiem do boksu trafiła późno, wcześniej parała się grą w hokeja. I cała ta opowieść na swój sposób też jest unikalna. Plan był inny. Weronika Dziubek: Bardzo ubolewam Podopieczna trenera Tomasza Dylaka żałuje tylko tego, że w finale nie zmierzy się z Kingą Krówką, która przegrała z Carini. O Włoszce świat sportu usłyszał podczas igrzysk olimpijskich w Paryżu, gdy na znak protestu zeszła z ringu już w 46. sekundzie batalii z Imane Khelif, późniejszą mistrzynią. Za Algierką ciągnie się sprawa dotycząca kwestii płci, choć ona sama twierdzi, że jest stuprocentową kobietą. - Kurcze, bardzo ubolewam nad tym, że nie ma finału polsko-polskiego między mną i Kinią, bo wiem, jaką jest dobrą zawodniczką i jak ciężko trenuje. Tak samo jak ja jechała do Warszawy z założeniem, że bardzo fajnie byłoby zrobić nasz finał. I wtedy już w ogóle nie podchodziłabym do takiego pojedynku w ten sposób, żeby wygrać, tylko wyciągnąć jak najwięcej wniosków i nauki z błędów, by móc je poprawiać. A tak trzeba będzie jednak wygrać - roześmiała się Dziubek. Na określenie "odkrycie turnieju" też bardzo dojrzale zareagowała. - Ładnie to brzmi, aczkolwiek jechałam tu z myślą, że chcę wygrać. Jak każdy sportowiec nie chciałabym oglądać finału z trybun, tylko móc w nim uczestniczyć - ogłosiła swój plan na starcie o złoto, które odbędzie się w piątek. Artur Gac