Wyrwała złoto Szeremecie. Burza ws. Yu-Ting. Jest zwrot akcji, mówią wprost o oszustwie
W przestrzeni medialnej znów głośno jest o Lin Yu-Ting, która przed rokiem w Paryżu odarła Julię Szeremetę z marzeń o olimpijskim złocie. Teraz 29-latka ma wrócić do ringu, lecz na tym nie koniec doniesień płynących na jej temat. Jak się bowiem okazuje, nawet w Tajwanie nastroje wokół mistrzyni olimpijskiej uległy zmianie. W relacji, którą na łamach portalu Sport.pl przedstawił jeden z tamtejszych dziennikarzy, padła nawet hipoteza dotycząca możliwego oszustwa.

To właśnie podczas ubiegłorocznych igrzysk olimpijskich w Paryżu cała Polska dowiedziała się, kim jest Julia Szeremeta, która swoim przebojowym, a przy tym i skutecznym stylem walki, skradła serca kibiców. Nasza reprezentantka przebrnęła przez turniejową drabinkę niczym burza, docierając aż do wielkiego finału. Niestety, w decydującej walce lepsza okazała się reprezentantka Tajwanu Lin Yu-Ting, która - podobnie jak Imane Khelif - znalazła się w centrum zamieszania dotyczącego jej biologicznej płci.
Od tamtej pory Lin Yu-Ting nie pojawiała się na światowych ringach. Ostatnio nadeszły jednak doniesienia mówiące o tym, że 29-latka zdecyduje się na start w swojej ojczyźnie przy okazji kolejnej edycji Tajwańskich Narodowych Igrzysk. Informacje te skomentował w rozmowie z RMF FM trener naszej kadry Tomasz Dylak, odnosząc się do braku komunikatu w sprawie badań, których miałaby się poddać mistrzyni z Paryża.
- Nie dziwię się, że w Tajwanie, no bo tam tych badań nie będzie trzeba robić. Czekam, aż zawalczy w zawodach organizowanych przez federację World Boxing. Nie słyszałem jeszcze, żeby ktoś miał tak długą przerwę od walk i nie jest to spowodowane kontuzją czy problemami zdrowotnymi - stwierdził nasz szkoleniowiec.
Kibice w Tajwanie początkowo murem stanęli za Lin Yu-Ting, broniąc jej w ogniu burzy, która rozgorzała po jej sukcesie w stolicy Francji. Z czasem doszło jednak do zwrotu akcji i sytuacja uległa radykalnej zmianie.
Znów gorąco wokół Yu-Ting. Zmiana w Tajwanie. Wprost o rywalce Szeremety
O tym, jak traktowana jest obecnie przez swoich rodaków Lin Yu-Ting opowiedział w rozmowie z portalem Sport.pl tajwański dziennikarz Chia Ming Chen, który nie kryje podziału, jaki wywołuje postać 29-latki.
- Na Tajwanie Lin postrzegana jest niejednoznacznie - część opinii publicznej widzi w niej bohaterkę, traktuje jak kobietę, inni kwestionują jej płeć. To i tak lepiej niż w przypadku Caster Semenyi czy Imane Khelif, gdzie opinia publiczna wyraźnie uważa je za mężczyzn. Te dwie ostatnie zawodniczki nigdy nie były tak wspierane, chronione przez tajwańskie media, jak Lin Yu-Ting - stwierdził.
Lin Yu-Ting nie może w tej sytuacji liczyć nawet na wsparcie środowiska sportowego, które zachowuje ciszę, wobec mnożących się spekulacji.
- Nie słyszałem publicznych słów wsparcia. To bardzo wymowne. Zwłaszcza teraz, gdy większość Tajwańczyków oczekuje wyjaśnienia i sprawiedliwości w jej sprawie. Lin od dawna nie startowała w zawodach, a złoty medal olimpijski to gwarancja sowitej emerytury do końca życia - przyznał Chia Ming Chen.
Pochodzący z Tajwanu dziennikarz ujawnił przy tym, że Lin Yu-Ting otrzymuje z miejscowego ministerstw sportu 125 tys. dolarów tajwańskich (czyli około 15 tys. zł) w skali miesiąca. A ta sprawa wywołuje ogromne poruszenie, bo nie brakuje głosów o możliwym "oszustwie" ze strony mistrzyni olimpijskiej.
My, Tajwańczycy, stawiamy pieniądze na pierwszym miejscu i dbamy o to, czy środki publiczne są przeznaczane na prawdziwego bohatera narodowego, czy na oszustwo. To dlatego zmieniły się nastroje wokół Lin













