Jak na polskie warunki, to było kawał walki. Na wysokości zadania stanął zwłaszcza Mariusz Wach, który pomimo 45 lat na karku solidnie się przygotował i dość wysoko zawiesił poprzeczkę młodszemu o 20 lat Kacprowi Meynie. Meyna ostro wypowiedział się o Knybie. Jest bolesna odpowiedź W gruncie rzeczy Meyna mógł mieć jeszcze trudniejsze zadanie na ringu w Sopocie podczas gali Rocky Boxing Night, bo po wszystkim okazało się, że w ostatnich godzinach Wach chorował. Użył bardzo mocnego porównania, które uzmysławia, jak wielka zapaść dotknęła jego organizm. - Od środy do piątku już jedną nogą byłem u św. Piotra. W ogóle nie trenowałem. Gorączka, drgawki. Naprawdę te trzy dni... Jeszcze w piątek na wadze fatalnie się czułem. Brałem antybiotyk, leżałem w łóżku i się pociłem. W sobotę rano to samo, zmieniałem pościel, bo cała była spocona - mówił rutyniarz na sportowych antenach Polsatu. Kacper Meyna wygrał jednogłośnie na punkty na kartach trzech sędziów, odpowiednio stosunkiem: 97-93, 96-94, 98-92. Osobiście najbardziej zgadzam się z optyką, zaprezentowaną przez jedynego polskiego arbitra, Pawła Kysiaka, który na dystansie 10 rund ocenił, że Meyna wygrał stosunkiem 6-4, czyli zapisał mu o jedną rundę więcej. Natomiast najmniej rozumiem końcową kartę arbitra z Niemiec Alexandra Waltera, który na korzyść Wacha widział tylko dwie rundy. Oczywiście nie ma tu jednak pola do żadnych protestów i "grubszych" kontrowersji, bo w boksie zawodowym dzieją się o wiele mniej akceptowalne rzeczy. Meyna mógł tę walkę wygrać, a że zwyciężył ją u wszystkich, tym lepiej w jego bokserskim CV wygląda jednogłośna wygrana. Okraszona obronionym tytułem mistrza Polski, a także wywalczonym trofeum WBC Baltic. Ten drugi pas sam w sobie nie ma w zasadzie żadnej wartości, ale w kontekście rankingów i perspektyw na przyszłość, naturalnie ma nieprzecenione znaczenie. Tomasz Adamek mówi o "dożywotniej sankcji" dla Polaka. Kontra Leszka Jankowiaka, w tle śmierć pięściarza Wach nie godzi się z taką punktacją, a jeszcze ostrzej pracę sędziów w rozmowie z ringpolska.pl kontestował trener olbrzyma z Krakowa, Piotr Wilczewski. Wręcz "na gorąco" po pojedynku rzucał mocnymi słowami, nie akceptując tak wysokiej punktacji na korzyść oponenta z Gołubia. Jednocześnie cały czas iskrzy na linii Meyna - Damian Knyba, czyli drugi z naszych najwyżej notowanych pięściarzy, który z kolei boksuje na amerykańskim ringu i w Prudential Center zaczął budować sobie polską publiczność. Knyba specjalnie nie poważa klasy sportowej swojego rodaka, a wszystko to ze wzajemnością. Gdy przygotowywałem zapowiedź sobotniej walki i na tą okoliczność rozmawiałem z Meyną, pogromca Adama Kownackiego sam z siebie zaczął mówić o Knybie, którego menedżerem jest Kownacki... Łukasz, brat do niedawna najlepszego polskiego "ciężkiego". - Może jest to idealna pora, by uciszyć Damiana Knybę. Aby trochę się ogarnął i nie rzucał się, brzydko mówiąc, jak gó*** w betoniarce. Pokonanie Mariusza Wacha będzie podkreśleniem, że Knyba nie ma jeszcze czego szukać u mnie. Ma on teraz rywala podobnego gabarytami do mnie, ale niestety Marcin Siwy już długo nie boksuje (ostatnio we wrześniu 2022 roku - przyp.), więc jest to kolejny zawodnik dla niego do przeboksowania. Zobaczymy, co pokaże Siwy, ale po takiej przerwie raczej nie powinien być mocnym rywalem - wypalił Meyna. Odpowiedź ze strony Knyby nadeszła niechybnie, nasz świetnie zbudowany "ciężki" tylko wyczekał, aż adwersarz pokaże "fajerwerki" w starciu z Wachem.