"To pewne, że Green nie uda się uśpić, co próbuje robić z rywalami Włodarczyk. Krzysiek musi zmienić styl boksowania, bo inaczej nie wygra w Australii. Jego szanse oceniam 40:60. Faworytem jest Green, a jego najmocniejszymi stronami niesamowita agresja, siła i własny ring" - powiedział Bartnik, brązowy medalista igrzysk w Barcelonie (1992 rok). Bartnik w piątek skończy 44 lata, ale wciąż nie rozstaje się z zawodowym ringiem. Jako amator wystąpił też na olimpiadzie w Sydney. "W roku 1999, poprzedzającym igrzyska, był rekonesans w Australii, ale trenerzy nie zabrali mnie, twierdząc, że jestem mało perspektywicznym pięściarzem. Tymczasem awans na olimpiadę wywalczyłem jako drugi, podczas turnieju w Bukareszcie, zaraz po Mariuszu Cendrowskim (trzecim zawodnikiem Gwardii Wrocław był Andrzej Rżany - przyp. red). Dlatego znalazłem się w samolocie na antypody. - Boksowałem we wrześniu, miesiącu ciepłym w Australii, ale jeszcze nie tak gorącym, jak teraz. Włodarczyk musi unikać upału, a jeśli wychodzić na dwór, to wieczorami, kiedy jest trochę chłodniej" - przyznał Bartnik, który podczas IO-2000 przegrał w eliminacjach na punkty z mistrzem świata Amerykaninem Michaelem Bennettem. Wojciech Bartnik - dawny rywal "Diablo" Włodarczyka (pokonał go w finale mistrzostw Polski w 2000 roku w Płońsku) - jest przekonany, że emocje rozpoczną się już podczas wtorkowego ważenia. "Myślę, że Green będzie chciał pokazać swą dominację już podczas tej ceremonii, a znając Krzyśka, to nie odpuści... Spojrzenie w oczy może być ciekawe. Z Australijczykami nigdy nie boksował, ale znam ich, to zawodnicy o specyficznej technice, mocno bijący, prawdziwi fighterzy. Green ma w rekordzie zwycięstwo nad słynnym Royem Jonesem Jr., widziałem tę potyczkę i była... dziwna. O wygranej zadecydował jeden cios, którego jakby nie było. Ale i tak, Włodarczyk musi zachować czujność, bo przeciwnik od początku może rzucić się na niego" - przyznał doświadczony pięściarz. Bartnik zazdrości Włodarczykowi... możliwości obcowania z australijskim klimatem. "Był cudowny, niezapomniany. Z wioski olimpijskiej jechaliśmy kilkadziesiąt minut na halę. Po drodze z jednej strony były drapacze chmur, a z drugiej pływające stateczki, statki i giganty. Zwiedziliśmy zoo w okolicach Sydney, a w nim znane z filmów czy książek kangury i misie koala" - wspomina.