- Chcę nie tylko wygrać, ale również zadowolić innych swoim boksem. Chcę wyglądać spektakularnie. Prawda jest taka, że cała presja spoczywa wyłącznie na moim rywalu. To on ma zostać zunifikowanym mistrzem i to on ma mnie znokautować, co zresztą obiecuje zrobić. To on ma zostać miliarderem, tylko żeby do tego doszło, najpierw musi mnie pokonać, najlepiej przez nokaut - zauważa Kliczko. - Wystąpi przed wielką publicznością, swoimi kibicami, a to wszystko złożone do kupy sprawia, że na Joshui spoczywa ogromna presja. Ja podchodzę do tego pojedynku jako ten, który ma przegrać, a o rekordzie Louisa też już nie myślę. Koncentruję się tylko na sobie, a Joshua musi sprostać oczekiwaniom wielu ludzi - uważa Ukrainiec. - Moją obsesją jest zwycięstwo i odzyskanie tytułu, lecz mało kto wierzy, że mnie na to stać. Po raz ostatni występowałem w takiej roli, gdy wychodziłem do pierwszej walki z Samuelem Peterem (w 2005 roku - przyp. red.). Wtedy też nikt na mnie nie stawiał. Peter był niepokonany, nokautował rywali, a przecież Joshua ma również nigeryjskie korzenie, tak jak Peter. Promotor Petera nazywał mnie wtedy "Dead man walking". Uwielbiam tego typu wyzwania - nie ukrywa Kliczko. - Najważniejsze, to mieć odpowiednią motywację, a mi takiej motywacji do ciężkiej pracy teraz na pewno nie brakowało. Ze zdrowiem też jest wszystko w porządku i mam nadzieję, że jeszcze parę lat kariery mi zostało - dodał Władimir.