Artur Gac, Interia: Nie da się zaprzeczyć, że twoja walka z Irlandką Aoife O’Rourke o ćwierćfinał igrzysk piękna nie była, ale boks to nie łyżwiarstwo figurowe, tutaj punkty za styl nie są decydujące. Elżbieta Wójcik, pięściarska kat. 75kg: - Owszem, to nie był piękny pojedynek, ale chyba każdy o tym wiedział, że to nie będzie idealny pokaz boksu z mojej strony. Spodziewaliśmy się, że będzie dużo chaosu, a liczyła będzie się tylko wygrana, a nie żadna technika. Taki był mój cel. Nie miało się podobać, tylko chciałem za wszelką ceną odnieść tą wygraną. I po prostu ją wyszarpać. - Może nie tyle wyszarpać, co być takim, za przeproszeniem, skurw... Musiałam zrobić wszystko, żeby rywalka poczuła, że to ja bardziej chcę niż ona. Wprawdzie za burtą jest już Aneta Rygielska, ale na waszym koncie, a przystąpiłyście w trójkę do olimpijskich zmagań, już trzy zwycięstwa. Jaki jest przepis na tak udane wejście kobiet w turniej? - Myślę, że najbardziej wpływa świadomość, że jest to turniej mega dużej rangi. A do tego każda z nas chce ten medal. My nie przyjechałyśmy tutaj posparować czy wygrać jedną walkę, my po prostu chcemy medal. I mentalność naszych trenerów jest taka, że oni chcą tego sukcesu, mocno nas motywują, a przez to my same jeszcze bardziej pragniemy wielkiego wyniku. Mam wrażenie, że czasami sportowcy jakby "urzędowo" mówią o medalowym celu, a w gruncie rzeczy kalkulują, że iluś rywali w ich konkurencji jest lepszych, a przez to być może poza zasięgiem. Natomiast od was ta pewność siebie autentycznie bije, odnoszę wrażenie, że jesteście w stanie "umierać" za wynik. - My ogólnie mówimy o tym, że chcemy tego sukcesu, ale to wszystko poparte jest absolutną wiarą. U nas jest taka energia także dzięki takiemu podejściu, iż wiemy, że tego dokonamy. W ogóle nie mamy myśli, że może nam nie wyjść. Wchodzimy do każdej walki i nawet jeśli ktoś w nas nie wierzy, tak jak we mnie w walce z Irlandką, bo prawie nikt nie stawiał na moje zwycięstwo, to ja wygrywam taki pojedynek. Zapewniam, że cały czas myślimy o sukcesie, a jeśli człowiek ma wyłącznie takie nastawienie, później to wychodzi. Jak dzisiaj wygląda ten niewielki, liczący kilka metrów kwadratowych pokój, dzielony przez dwie tak temperamentne zawodniczki, jak ty i Julia Szeremeta? W nim już wszystko fruwa? - Nie, my na co dzień jesteśmy bardzo spokojne, teraz skupiamy się tylko na celu. Na początku, wiadomo, bardziej chodziliśmy po wiosce olimpijskiej i oglądaliśmy to wszystko, co się dzieje, ale odkąd zaczęłyśmy starty, jesteśmy już w pokoju i skupiamy się tylko na rywalizacji i turnieju. Już koniec latania i wypatrywania, co tu można robić na terenie wioski. Cel jest postawiony bardzo wysoko i dążymy do niego, kroczek po kroczku. Dzisiaj na ring wyjdzie wspomniana Julia Szeremeta, walcząc o ćwierćfinał z australijską zawodniczką, Tiną Rahimi. My już znamy naszą 20-latkę, ale ciekawie jest obserwować zagranicznych dziennikarzy, podkreślających niecodzienny fakt, że Polka zadaje ciosy i robi krzywdę rywalkom z uśmiechem na twarzy. - Zdecydowanie. Julia ogólnie jest w tym najlepsza. Ona ma taki styl walczenia, można powiedzieć trochę na wyje***, ale tym doprowadza przeciwniczki do szału, gdy widzą jak się śmieje. Julia jest taką zawodniczką, że właśnie w taki sposób "kradnie" te zwycięstwa. Powoli odbiera rywalkom duszę i chęć walki. Czyli w dużym stopniu w płaszczyźnie mentalnej uzyskuje przewagę? - Owszem. Wiadomo, jak ktoś jest bardzo pewny siebie, a w dodatku jeszcze się uśmiecha, to przeciwnik zaczyna się wkurzać i powoli rezygnuje z tego starcia. Elu, twoja walka o półfinał dopiero w niedzielę, przeciwniczką będzie wicemistrzyni świata z 2022 roku, Panamka Atheyny Bylon. Co wiesz o niej i jak trudne czeka cię zadanie? - Kurde, ciężko mi określić, bo nawet nie mam zamiaru patrzeć kto to jest. Ona mnie nie interesuje. Ja mam tutaj jasno określony cel i nawet gdyby to była mistrzyni świata, to robię swoje. Ja tutaj przyjechałam po medal i to ja mam wygrać. Aneta Rygielska, której niestety już nie będziemy w tym turnieju oglądać, pokazała, że nawet z zawodniczką, która jest absolutną faworytką i w opinii wielu miała zdeklasować Polkę, można doskonale zawalczyć. Pojedynek z mistrzynią olimpijską z Tokio i rozstawioną z "jedynką" Busenaz Surmeneli był bardzo bliski, wielkie brawa dla twojej rówieśniczki. - Dla Anety bardzo ogromne brawa. Z tego względu, że prawie tę walkę wygrała, gdyby nie trzecia runda. W Paryżu wybił jeden, bardzo głośny temat, który ogniskuje uwagę opinii publicznej, a chodzi o udział w igrzyskach Algierki Imane Khelif (66kg), ale także boksującej w kategorii Julii Szeremety Tajwanki Lin Yu-ting (57kg). Zwłaszcza ta pierwsza została poddana niesamowitemu ostracyzmowi, a sprawa jej domniemanej męskości wcale nie wydaje się być jednoznaczna. - W ogóle mnie to nie interesuje. Jakoś nie mam zamiaru się tym interesować, to nie jest moja waga. To nie ja jestem od tego, aby tych sportowców dopuszczać lub nie dopuszczać. To nie moja broszka. Ten temat w ogóle nie jest przez was poruszany? - Nie, nasza kadra w ogóle się tym nie interesuje. Mamy swoje cele i robotę do wykonania, więc nie zajmujemy się sprawami, które są mielone w internecie. A gdyby doszło do starcia Julii z zawodniczką z Tajwanu, której kobiecość także się kwestionuje, wówczas temat może stanąć w waszym pokoju? - Nie, nie. W ogóle nie stanie, bo Julia wychodzi i robi swoje. Nie byłoby żadnego myślenia o tym, aby oddać walkowera. To jest impreza zbyt dużej rangi, by oddawać pojedynek walkowerem lub nad czymkolwiek się zastanawiać. Czyli coś takiego, co zrobiła Włoszka po 46 sekundach, nie wchodzi w rachubę? - Ona wiedziała, że przegra, ale ja się tym nie interesuję. Po ostatnim meczu siatkarskim okazało się, że macie w wiosce wielkiego kibica boksu, a także potencjalnego "sparingpartnera" Wilfredo Leona, który zachwyca się szermierką na pięści, oglądając między innymi kubańskich zawodników. - Myślę, że jego kariera mogłaby się zbyt szybko zakończyć, jeśli patrzy na styl kubański zamiast na polski (uśmiech). Ale super, że mamy kibica boksu pośród innych sportowców. Rozmawiał Artur Gac, Paryż