Wielkie zwycięstwo Polaka na terenie wroga. Piekielny nokaut Macieja Sulęckiego
W walce wieczoru gali boksu w Astanie naprzeciw siebie stanęli Maciej Sulęcki (33-3, 13 KO) i Ali Achmedow (23-2, 17 KO). Przed starciem mówiono, że "Striczu" pojechał do Kazachstanu "na pożarcie", ale ten już w pierwszych sekundach udowodnił, że nigdy nie należy go skreślać. Po zaledwie minucie walki... Kazach leżał już dwukrotnie, później znów w piątej odsłonie. Koniec końców bój miał niesamowite zwroty akcji i został zakończony w 10. rundzie, kiedy to Maciej Sulęcki czwarty raz powalił Kazacha, ale tym razem sędzia przerwał pojedynek.

Maciej Sulęcki wrócił na ring po bolesnej porażce przed czasem z Diego Pacheco w sierpniu ubiegłego roku. Wówczas nasz bokser został znokautowany w szóstej rundzie i po raz trzeci w karierze poczuł gorzki smak porażki. Mimo 35 lat "Striczu" nadal puka do światowej czołówki boksu. W 2019 r. był pretendentem do pasa WBO w wadze średniej, ale Demetrius Andrade okazał się zbyt mocnym oponentem. Warszawiak zdołał nawet "wyskoczyć" do freak figtów i stoczyć pokazowy bój z Normanem Parke, za co z pewnością zainkasował niemałą sumę pieniężną.
Teraz Polak otrzymał propozycję stoczenia klasowej walki w Astanie z Kazachskim dominatorem Alim Achmedowem. Nie dało się ukryć faktu, że zawodnik pochodzący z Azji, ale mieszkający w USA jest ogromnym faworytem i to pod niego stworzono zestawienie. Na szali pojedynku zawisł pas WBC Silver, a zwycięzca tej walki znacznie zbliży się do ewentualnego boju z mistrzem i legendarnym Alvaro Canelo Alvarezem.
- Limit kategorii superśredniej osiągnięty. Jutro wojna. Dziękuję mojemu wieloletniemu dietetykowi za świetną robotę, dzięki której bez najmniejszych problemów zmieściłem się w swoją kategorię wagową - pisał na kilkanaście godzin przed walką w mediach społecznościowych nasz zawodnik, przedstawiając, że nie przyjechał do Kazachstanu "po wypłatę".
Początek walki od razu rozpoczął się sensacyjnie. Biało-Czerwony trafił już w dziesiątej sekundzie i powalił reprezentanta gospodarzy na deski. "Striczu" poczuł zew i poszedł za ciosem. Kilkadziesiąt sekund później ponownie wstrząsnął Achmedowem i sędzia znowu liczył Kazacha. Zawodnik z Azji był wyraźnie zaskoczony postawą Biało-Czerwonego, ale ciągle pozostawał w pojedynku. Sulęcki starał się celnie punktować rywala, ale mądrze nie szedł przed siebie za wszelką cenę.
Sama oprawa gali pozostawiała wiele do życzenia, a na trybunach można było zaobserwować garstkę ludzi. Mimo to kilkaset zgromadzonych fanów, widząc obrót zdarzeń, starała się podnieść na duchu swojego reprezentanta i wywierała na Polaku presję. Achmedow wrócił do walki w połowie drugiej rundy, delikatnie kilka razy przejmując schedę między linami, ale Maciej Sulęcki cały czas pozostawał czujny.
W czwartej odsłonie wydawało się, że "Striczu" znowu przełamie rywala, ale tym razem wytrzymywał natarcie i nawet zdołał odpalić kontratakiem. Momentami boks Kazacha był nieczysty, bił naszego zawodnika w tył głowy, co nie umknęło uwadze sędziego. Skończyło się jednak na upomnieniu bez odjętego punktu. To była jednak mocna chwila Achmedowa, trafił Sulęckiego na tułów, przez co Polak znacznie zwolnił i skupił się na defensywie. Kilkadziesiąt sekund później, jeszcze przed gongiem na przerwę warszawiak pokazał ogromny kunszt bokserski i mimo cięższych chwil bezpośrednim prawym prostym znowu powalił oponenta na deski.
Achmedow trzy razy leżał. Ciosy Polaka siały spustoszenie
Widać było, że Achmedow natarczywie poluje na wątrobę Sulęckiego. Ten jednak często czytał intencje agresywnego Kazacha i szukał luk w brutalnych wymianach. Końcowe rundy nie były już tak aktywne w wykonaniu "Stricza", Polak walczył na wstecznym biegu i musiał ciągle reagować na natarcia rywala. Mimo wszystko było to bardzo przyjemne bokserskie starcie dla kibicowskiego oka, ciągła presja i mocne ciosy z obu stron sprawiały, że pojedynek należał do bardzo efektownych.
Światowy boks od lat ma to do siebie, że walcząc na terenie rywala, aby wygrać trzeba należycie akcentować swoje zwycięstwo i najlepiej nie zostawiać losu w rękach sędziów. Sulęcki rozpoczął znakomicie i przez cały bój świetnie reagował na ataki przeciwnika, musiał konkretnie zaakcentować swój występ i to właśnie stało się w 10. rundzie, kiedy znów powalił rywala, ale tym razem sędzia przerwał pojedynek, jednoznacznie wskazując Polaka jako triumfatora.
Zobacz również:

