Nadciąga ostatni akord z wielkimi emocjami na tegorocznym turnieju, największym wydarzeniu bokserskim, jakie jest i będzie organizowane w naszym kraju. Od razu, gwoli uściślenia, finały ruszają w samo południe, natomiast gala w oficjalnej formule rozpocznie się o godzinie 16:30, od uroczystego otwarcia, a punktualnie o godz. 17 zacznie się druga tura z pojedynkami finałowymi. Oby frekwencja była nieporównywalna z poprzednimi dniami, nad czym ubolewał m.in. wicemistrz olimpijski, Paweł Skrzecz. Julia Szeremeta przed wyzwaniem w finale. Będzie brudna walka? Kibice boksu powinni ściągnąć na Torwar już w południe, bo trzeci pojedynek w kolejności stoczy nasze największe objawienie tego turnieju w żeńskiej kadrze - do niedawna jeszcze hokeistka na trawie, a obecnie pięściarka mierząca w złoty medal, Weronika Dziubek (kat. 65kg). Jej rywalką będzie znana z igrzysk olimpijskich w Paryżu Włoszka Angela Carini. Niedługo później walkę o największą stawkę w Pucharze Świata stoczy Agata Kaczmarska (80 kg), której rywalką będzie Turczynka Seyma Duztas. Po południu będziemy świadkami jeszcze większej dawki emocji, z Polakami w rolach głównych. Rozpocznie Julia Szeremeta, która w porywającym stylu wygrała swój półfinał i jest faworytką decydującego starcia w kat. 57 kg. Tyle, że na pewno wysoko zawiesi poprzeczkę reprezentantka Uzbekistanu Khumoranobu Mamajonova, która niespodziewanie wyeliminowała medalistkę olimpijską ze stolicy Francji. Polka ma kolejną broń w swoim coraz bogatszym arsenale, mianowicie świetnie zaczęła się czuć w boksowaniu z odwrotnej pozycji, z tzw. mańkuta. I tym szachuje przeciwniczki, co wspaniale było widać w konfrontacji z Angielkę Sameenah Toussaint. To jednak może być niewystarczające w finale. Po starciu Szeremety rozpocznie się coś, czego dotąd nie byliśmy świadkami, od kiedy żeńska kadra jest w rękach Tomasza Dylaka, a z końcem 2023 roku mężczyzn objął Grzegorz Proksa. Po raz pierwszy bowiem nasi panowie w turnieju międzynarodowym będą mieli więcej finałów, konkretnie o jeden. Batalię o złoto rozpocznie świetnie dysponowany Paweł Brach (kat. 60 kg), mierząc się z dobrze sobie znanym Włochem Michele Baldassim. Następnie do boju ruszy zakapior i nazywany, z uwagi na styl walki, "harpaganem" Cezary Znamiec (kat. 70kg), stając w szranki ze Szwedem Kevinem Scottem. W ósmej z dziesięciu walk w tym bloku finałów pokaże się Jakub Straszewski, którego talent wpadł w oko samemu Andrzejowi Gołocie (kat. 85kg, rywal Akmaljon Isroiłow). A na finiszu creme de la creme Pucharu Świata i memoriału im. Stamma będzie niespodziewana, polsko-polska batalia w wadze ciężkiej (90 kg). Naprzeciwko siebie staną Adam Tutak i mający polskie obywatelstwo, a urodzony w Kazachstanie Aleksiej Sewostjanow. Drugi z naszych finalistów dał się nam lepiej poznać przed półfinałem, a teraz przyszedł czas na przybliżenie kibicom Adama Tutaka, młodego zawodnika klubu Samuraj Sanok. W drodze do finału stoczył twardą batalię z reprezentantem Niemiec. - Tak, to była ciężka walka, ale takiej się spodziewałem na tym poziomie. Jestem zadowolony z przebiegu, plan był prosty i wykonałem go można powiedzieć w pełni, a skutek widać gołym okiem. Decydujące były ciosy na dół, które przeciwnik odczuł już na samym początku walki. I potem po prostu "siadł", bardzo osłabł, więc była to już tylko kwestia mojej wytrwałości, by dokończyć swoją robotę - konkretnie podsumował ten bój Tutak, który jeszcze w grudniu miał wielki problem, gdy nabawił się złamania kości śródręcza. Rywal rzeczywiście czuł uderzenia naszego "ciężkiego", krzywił się po ciosach na dół, a nasz pięściarz udowodnił, że jest gotowy na takie wyzwania. - To jest też mój atut, charakter i nieustępliwość. Trener to wie i, jak widać, tego ode mnie wymagał. Bardzo było go słychać w narożniku, zdarł swój głos na naszych walkach, bo bardzo się przykłada. Cały czas dostawałem takie wskazówki, żebym bił prawym i lewym na dół, bo on to po prostu czuł - dodał. Niebywały dreszczowiec, nasz bokser w wielkim finale. Wrócił w stylu giganta Tutak przyznał, że awans do finału turnieju Stamma to w tej chwili osiągnięcie numer jeden w jego bokserskim CV. - Zdecydowanie tak, nigdy wcześniej nie startowałem w turnieju tej rangi. Mega się cieszę, że mogę zabokosować w finale. Bardzo motywowała mnie nasza drużyna, bo wszyscy jesteśmy bardzo zżyci. Mocno słyszałem doping chłopaków, sam mam zdarty głos, bo dzień w dzień ich dopingowałem. Jesteśmy dla siebie ogromnym wsparciem i to bardzo pomaga - podziękował kolegom z kadry. Polsko-polski finał. Tutak: Będziemy walczyć, jakbyśmy się nie znali Niedawno dawkę nieprzecenionego doświadczenia nasz wielokrotny mistrz Polski w twardych formułach kickboxingu zebrał na bokserskich sparingach u czołowego pięściarza w kraju, Mateusza Masternaka, pretendenta do tytułu mistrza świata w kategorii cruiser. I ogromnie ceni sobie to, ile lekcji otrzymał od profesora "Mastera". - Wiadomo, sparing wygląda w taki sposób, że przerabiamy różne akcje. Nie jest to do końca zadaniówka, każdy próbuje coś przerobić i czasami są lepsze momenty jednego, a czasem drugiego. Mateusz oczywiście przewyższa mnie doświadczeniem, ale bardzo się cieszę, że miałem możliwość z nim sparować. Każdą kolejną taką okazję na pewno przyjmę i z wielką radością będę się uczył od kogoś takiego. A czego się od niego dowiedziałem? Poznałem wiele luk w mojej obronie. Bardzo fajne z jego strony było też to, że po sparingach mówił mi na przykład, co i gdzie mi nie wychodzi. Podpowiadał też, jak mogę to poprawić. Tak że naprawdę mega się od niego nauczyłem - opowiedział Tutak. Sensacja, a teraz drugie uderzenie. Polski bokser jak Szeremeta, "chwyta" złoto Batalia z Sewostjanem nie będzie łatwa pod względem emocjonalnym, ale obaj są profesjonalistami, a stawka także sprawa, że w ringu każdy będzie chciał jak najlepiej wykonać swoją pracę. Rutynowany, już 34-letni Sewostjanow (12 lat temu boksując w reprezentacji Kazachstanu wygrał turniej Stamma, pokonując w finale obecnego króla wagi cruiser Jaia Opetaię - przypomniał red. Janusz Pindera), ma jasny cel, którym jest start w polskich barwach na igrzyskach olimpijskich w Los Angeles. Zamiary Tutaka niczym się nie różnią. - Ja też tego chcę. Tak że zobaczymy, ale nie ma nic lepszego, niż wzajemnie napędzać się konkurencją, by jeden czuł oddech drugiego na plecach. Będziemy walczyć, jakbyśmy się nie znali, ale nie ma między nami złej krwi. Mam nadzieję, że będzie to polsko-polski pojedynek na światowym poziomie - obwieścił pięściarz z Sanoka. Problem będą mieli tylko koledzy z kadry, bo kogo przyjdzie im kibicować? Zażartowaliśmy, że być może będą musieli dokonać podziału na dwie, równe grupki. - Myślę, że na tej walce trybuny będą pewnie akurat ciche. Albo poniesie się tylko "Polska, Polska" - uśmiechnął się sympatyczny pięściarz. Artur Gac, Warszawa