- Już nie zawsze ten sam. 5 lat minęło od naszego ostatniego spotkania - napisał w mediach społecznościowych Szpilka, dodając zdjęcie, na którym obejmuje redaktora Kostyrę. Obaj są uśmiechnięci, co może świadczyć, że serdecznie się pojednali. - Trochę to trwało, ale dobrze się kończy. Nie ma sensu trzymać urazów, życie krótkie - to z kolei reakcja red. Kostyry. Tym samym kończy się głośny konflikt, który poróżnił sportowca i dziennikarza na wiele lat. Jakie było tło tej "wojny"? Szpilce i Kostyrze od dawna nie było po drodze. Ostro zrobiło się po tym, jak doświadczony dziennikarz publicznie skrytykował pięściarza za bezmyślny eksces, gdy ten zaatakował w klatce MMA wycieńczonego aktora Tomasza Oświecińskiego. "Strachu" po walce w grudniu 2017 roku wyzwał "Szpilę" do kolejnego pojedynku prowokując go stwierdzeniem, że wielokrotnie leżał na deskach. Ten rozgorączkowany, jeszcze zachęcany do zrobienia show, wparował do oktagonu i rzucił się z rękami na wtedy 44-letniego celebrytę. Po tym zdarzeniu red. Kostyra nie zostawił na "Szpilce" suchej nitki, piętnując jego postawę i pogoń za mamoną. W odwecie zawodnik zarzucił dziennikarzowi, że jest nieobiektywny, a w dodatku nazwał go człowiekiem dwulicowym. Komentator bokserski wyjaśnił "Szpili", że myli on obiektywizm z kadzeniem. Tak oto sytuacja pozostawała napięta, ale względnie opanowana. Aż do maja, gdy redaktor na swoim oficjalnym koncie na Youtubie postanowił odnieść się do mnóstwa pytań internautów o rzekomą aferę obyczajową, która miała miejsce w czasach kadry amatorskiej. W jej kontekście w mediach społecznościowych notorycznie pada nazwisko Szpilki. - Znam kulisy tej afery i znam bohaterów, ale proszę: wybaczcie mi, ja na ten temat nie będę mówił z kilku względów. Po pierwsze chcę mówić o sporcie, po drugie nawet Krzysiek Zimnoch nie chce, żeby to zostało nagłośnione, czyli drugi bohater afery oprócz... Krótko mówiąc, nie chcę na ten temat mówić. Ja nie jestem od "końskiej afery", jeżeli was rozczarowałem to przepraszam - powiedział szef sportu w "Super Expressie", po czym dodał: - Młodzi ludzie nieco się wygłupiali, a w młodości każdy ma prawo do popełnienia błędu i robienia głupot. Zresztą nie jest to jedyna taka afera, ale to nie jest temat bokserski. Upłynęło kilka tygodni i w końcu pięściarz, przed kamerą branżowego portalu ringpolska.pl, po kilkunastu minutach merytorycznej rozmowy powiedział coś, co nie przystoi żadnemu człowiekowi na poziomie. Zaczął jednak od przedstawienia własnej wersji wydarzeń. - Była kiedyś taka sytuacja, jak to na kadrze, gdy mieliśmy 14-15 lat, że był chrzest i rozebraliśmy chłopa do naga, przywiązaliśmy go skakankami i cała afera, to wszystko. (...) W pewnym sensie stałem się ofiarą swojej popularności - stwierdził bokser, a następnie puściły mu wszelkie hamulce. - Pierd... jeden z drugim, taki - ja mówię świętej pamięci, bo dla mnie on już umarł - Kostyra. Człowiek, który jest... Był, bo już nie żyje. Najpierw mówił, że już się o mnie nie wypowiada, a później znów się wypowiada, bo wie, że to ja przyciągam zainteresowanie. On dla klikania zrobi wszystko, łącznie z tym, że zwali ko... On powiedział to tak, jakby potwierdził te rzeczy, a nie wie, więc niech nie gada takich głupot, bo to jest chore. Tak, jak mówię, świętej pamięci i tyle - zakończył "Szpila". Czas pokazał, że nawet tak zepsute relacje można naprawić.