Przed galą wielu nazywało tą walkę "freakowym" pojedynkiem. Oto bowiem mistrz świata wagi ciężkiej WBC Tyson Fury wchodził do ringu z debiutującym w zawodowym ringu Francisem Ngannou, byłym mistrzem UFC. Miała być szybka lekcja boksu, zabawa i pokaz umiejętności w wykonaniu tego pierwszego, a ostatecznie zakończyło się na walce w pełnym wymiarze czasowym, czyli na dziesięciu trzyminutowych rundach. "To nie lew, to potwór!". Demolka w ringu, egzekucja trwała 70 sekund Tyson Fury vs Francis Ngannou. "Gypsy King" skomentował zaskakującą walkę O wyniku batalii musieli więc zadecydować sędziowie, którzy punktowali 96-93, 95-94, 94-95 na korzyść Tysona Fury'ego. Francis Ngannou od początku nie zgadzał się z tym werdyktem. - Nie wiem jak blisko było, ale ostatecznie przyznano mi wygraną i jest jak jest - stwierdził po walce Tyson Fury, cytowany przez portal Badlefthook.com. Odniósł się także do szokującej dla wielu sytuacji, która miała miejsce w trzeciej rundzie, gdy po jednym z potężnych ciosów byłego mistrza UFC padł na deski i był liczony. - To część boksu. Ponownie zostałem trafiony z tyłu głowy. To nie była kwestia nóg, wszystko było w porządku. Wstałem i wróciłem do walki - stwierdził Tyson Fury. 35-latek nie zdradził swoich dalszych planów zawodowych. Stwierdził, że teraz, po 12-tygodniowym obozie zamierza na razie tylko wrócić do domu i odpocząć. - Potem zobaczymy, co dalej - zadeklarował. 135-kilogramowy kolos dał show przed Fury’m. Nokaut na stojąco!