Wielki zwrot ws. Julii Szeremety i igrzysk. "Wszystko wywróciło się do góry nogami". Potwierdzają się ustalenia
- Na mistrzostwa Polski Julka bardziej jechałaby je odbębnić niż z radością wchodzić do ringu, bo po prostu widziała, że wygra tam jedną ręką i to nie była dla niej motywacja. A tutaj wie, że z Niemką nie będzie łatwy pojedynek, co pozytywnie wpływa na jej podejście - mówi w rozmowie z Interią Tomasz Dylak, trener wicemistrzyni olimpijskiej z Paryża, która w piątek powróci na ring walką w Lublinie. Przy okazji szkoleniowiec kuluarowo potwierdził ustalenia Interii. Te dotyczą nadciągającej decyzji Polskiego Związku Bokserskiego w kontekście igrzysk w Los Angeles w 2028 roku.
Artur Gac, Interia: W planach były co najmniej dwa występy Julii Szeremety po igrzyskach olimpijskich, ostatecznie ostała się tylko walka na gali Suzuki Boxing Noght w najbliższy piątek. Mówiąc zupełnie szczerze, bardziej czujecie, iż po prostu wypada ten piękny rok w karierze Julii zakończyć jakąś walką, zaś w innych okolicznościach odpuścilibyście występ na nadchodzącej gali?
Tomasz Dylak, trener Julii Szeremety: - Tak. To nawet bardziej chodzi o to, by dać walkę kibicom niż Julce. Ona ostatnie półtora roku miała bardzo intensywne, walk na początku roku aż do igrzysk stoczyła mnóstwo. I pod tym względem ten rok był bardzo ciężki, a do tego doszły później te wszystkie emocje i obowiązki pozasportowe, które na nią spadły. Było tego wszystkiego bardzo dużo, więc Jula na pewno jest tym wszystkim już zmęczona. Niemniej ona też bardzo chce pokazać się swojej publiczności. To jest dla niej okazja zawalczyć w Lublinie na takiej gali, przy pełnych trybunach oraz z pewnością sporej publiczności przed telewizorami. Ona lubi takie wydarzenia, więc widzę, że jest zmobilizowana na tę walkę. Jednak, jak już wspomniałem, głównie Jula robi to dla kibiców, żeby skończyć rok walką i po raz pierwszy pokazać się publiczności po igrzyskach olimpijskich.
Mistrzostwa Polski odpuściliście.
- Ze względu na zmęczenie, ale także z powodu przeziębienia oraz drobnej kontuzji. Nawet teraz Jula nie czuje się jakoś super, cały czas ma katar, a do tego też nie było odpowiedniej rywalizacji na mistrzostwach Polski. A przez to widziałem, że Julka jest w ogóle zdemotywowana. W takiej sytuacji jechałaby na te mistrzostwa bardziej je odbębnić niż z radością wchodzić do ringu, bo po prostu widziała, że wygra tam jedną ręką i to nie była dla niej motywacja. A tutaj wie, że z Niemką to nie będzie łatwy pojedynek, co pozytywnie wpływa na jej podejście.
Zatem konkludując to, co przed chwilą pan powiedział, gdyby nie ta pokusa pokazania się przed fanami i zakończenia roku walką przed swoją publicznością, decyzja trenera Tomasza Dylaka byłaby następująca: "Jula, odpuszczamy, niech się ten rok zakończy finałem w Paryżu".
- Tak, tak. Jeśli chodzi o drogę czysto sportową, to my tej walki w tym momencie nie potrzebujemy. Można powiedzieć, że robimy ją tylko i wyłącznie dla kibiców, aby mieli frajdę, a Jula okazję się pokazać. Ale tak naprawdę już zaraz po tej walce Julka chciałaby sobie odpocząć i jakiś czas pobyć u siebie, uciekając trochę od całego zgiełku.
- Ja i nasz sztab byliśmy chyba jedynymi osobami, które wierzyły w to, że Julka zdobędzie medal olimpijski. A teraz jesteśmy jedynymi osobami, które nie narzucają jej tego, że musi wygrywać, ale nadal podchodzić do boksu olimpijskiego w sposób zdrowy, gdzie się wygrywa i przegrywa, bo nasza droga jest długa i potrwa kolejne cztery lata. Wiemy, że w tym czasie będą zwycięstwa, ale także upadki. Natomiast ludzie, którzy nie wierzyli w Julkę, nagle oczekują od niej nie wiadomo czego. Wszystko wywróciło się do góry nogami.
~ Tomasz Dylak, trener Julii Szeremety
Pół żartem-pół serio można by było powiedzieć, że uraz nadgarstka mógł się pojawić od niepoliczalnej ilości rozdanych autografów i uścisków dłoni.
- (uśmiech) Problem z nadgarstkiem był już wcześniej, jeszcze przed igrzyskami. Nieraz się pojawia przy cięższych treningach i pewnie przez jakiś czas jeszcze będzie nawracał, ale to nie jest ciężka kontuzja. Na siłę, gdybyśmy chcieli, to z tym przeziębieniem, nadgarstkiem oraz zmęczeniem Jula i tak wyszłaby na mistrzostwa Polski. Z drugiej strony po co nam by to było? Julce nic by to nie dało, nie czuła odpowiedniej motywacji by zdobyć kolejne mistrzostwo Polski kilka miesięcy po tym, jak wywalczyła wicemistrzostwo olimpijskie. Nikomu nie musiałaby nic udowadniać. A jeśli chodzi o autografy, faktycznie dużo ich rozdała i to się nie kończy (śmiech). Pewnie trochę jest już tym zmęczona, bo jednak stała się bardzo popularną osobą i potrzebuje czasu na zaadoptowanie się do nowych warunków.
Jej popularność w jakimś procencie przeniosła się też na pana rozpoznawalność?
- W 90 procentach uwaga skupia się na sportowcu, ale ja też czuję, że coś się zmieniło. Ludzie podchodzą, gratulują i rozmawiają. Tylko u mnie jest to jeszcze w zdrowej skali, która nie męczy. Nieporównywalnie więcej dzieje się wokół Julki, więc u niej to już męczy organizm.
Nie chciałbym uderzać w bardzo poważne tony, ale co by nie mówić, ta skala rozpoznawalności, w tak młodym wieku, niesie ze sobą wiele zagrożeń. Do czasu igrzysk 99,9 procent osób nie miało żadnego przełożenia na drogę sportową Szeremety, a tu nagle lwia część narodu ma oczekiwania, nakłada presję, a wielu przykłada wagę do najmniejszego detalu. Trzeba już powoli bić na alarm, a jednocześnie umacniać Julię, aby nie pojawił się problem przebodźcowania? Już nawet nie chcę mówić o wypaleniu, niemniej bywają symptomy, które osoby z najbliższego otoczenia mogą wyłapać w lot.
- To, od czego pan zaczął, jest na swój sposób śmieszną sytuacją. Otóż ja i nasz sztab byliśmy chyba jedynymi osobami, które wierzyły w to, że Julka zdobędzie medal olimpijski. A teraz jesteśmy jedynymi osobami, które nie narzucają jej tego, że musi wygrywać, ale nadal podchodzić do boksu olimpijskiego w sposób zdrowy, gdzie się wygrywa i przegrywa, bo nasza droga jest długa i potrwa kolejne cztery lata. Wiemy, że w tym czasie będą zwycięstwa, ale także upadki. Natomiast ludzie, którzy nie wierzyli w Julkę, nagle oczekują od niej nie wiadomo czego. Wszystko wywróciło się do góry nogami. To my powinniśmy więcej oczekiwać, a koniec końców dajemy jej najwięcej spokoju, mówiąc, że droga jest kręta.
- Jeśli zaś chodzi o zmęczenie Julki i wypalenie, to na pewno jest takie ryzyko. Dlatego muszę mądrze rozporządzać treningami oraz czasem medialnym. W mojej głowie wizja była taka, że do końca roku Julii będzie więcej w mediach, ale od stycznia już chciałbym, aby 90 procent było sportu, a tylko 10 procent czasu przeznaczała na inne aktywności. Dla mnie i ludzi z naszego grona najważniejsze jest to, że Jula się nie zmieniła i nadal jest tą samą osobą. Widać, że jest zmęczona, przez co może nieraz do osób obcych lub mediów jest mniej uprzejma. Jednak to nie bierze się z tego, że ona się zmieniła, po prostu jest bardzo zmęczona i przeciążona. Na co dzień, w normalnym dniu, wciąż jest naszą Julką i nie uważa się za gwiazdę. To dalej ta sama Julia Szeremeta, którą była przed igrzyskami.
Według moim nieoficjalnych, ale wiarygodnych źródeł, już wkrótce, a dokładnie 21 grudnia, na nadzwyczajnym kongresie Polski Związek Bokserski wykona milowy krok w walce o to, aby jak najszybciej skończyły się wątpliwości w sprawie obecności dyscypliny w programie igrzysk olimpijskich w Los Angeles w 2028 roku. I dołączy do nowej, rekomendowanej przez MKOl, organizacji World Boxing*.
- Ja jestem trenerem, a nie politykiem ani działaczem, więc tym się nie zajmuję. Niemniej mogę powiedzieć, iż w kuluarach mówi się, że 21 grudnia będzie kongres, na którym prawdopodobnie zapadnie decyzja, że przejdziemy do World Boxing.
Wracając do piątkowej walki Julii, jej rywalką będzie Niemka Lena Buechner, dwukrotna mistrzyni Niemiec (2019, 2022), brązowa medalistka Pucharu Świata w Kolonii (2021) oraz triumfatorka turnieju Golden Belt w Rumunii (2022). Z pewnością ma pan prześwietloną przeciwniczkę. Pod jakim względem będzie wyzwaniem dla pana zawodniczki?
- Niemka będzie niewygodna, bo jest nieskoordynowana. A Julka nie lubi walczyć z takimi dziewczynami. Niemka nie walczy w sposób klasyczny, bardzo czysty i techniczny. Przez jej nieskoordynowane ruchy Julce może być na początku trudno z nią walczyć. Do tego jest wytrzymała i bardzo charakterna. Idzie do przodu, dużo bije i pomimo przegranych rund, dalej będzie atakować. W tej sytuacji dużo będzie zależało od tego, czy Julka lewym prostym uspokoi walkę. Na boxrecu widziałem, że Niemka jest o pięć centymetrów wyższa, co tym bardziej może utrudniać zadanie Julce. Tak więc stylowo nie będzie do końca jej leżeć, ale też Niemka popełnia błędy w ataku i wchodzi na kontrę z prawej ręki. Wpada, nieraz "zostawia" nogi, więc Julka będzie mogła zejść z linii ciosu, co lubi robić. Sam jestem ciekaw tego pojedynku tym bardziej, że była długa przerwa, to będzie pierwsza walka od igrzysk. W związku z tym nie wiadomo, po kilku miesiącach, jak odnajdzie się na tle Buechner. Czy od razu i szybko wejdzie w rytm, a może będzie potrzebowała jednej rundy na wyczucie. Niemniej nie będzie jej łatwo, walka nie będzie prosta, bo przeciwniczka daje bardzo ciężkie pojedynki i jest bardzo doświadczona.
Mówił mi pan wielokrotnie o ruchach wyprzedzających, że przygotowujecie Julię na różne scenariusze. A co w sytuacji porażki? Czy jest w panu obawa o to, że dla Julii, zawodniczki po gigantycznym sukcesie, ewentualny taki werdykt mógłby naraz, choć ciężar gatunkowy tej walki jest zupełnie inny, wyrządzić ogromne szkody w warstwie mentalnej?
- Jeśli ta porażka miałaby wydarzyć się za trzy miesiące, to w żaden sposób nic by nie zmieniła. Jedynie właśnie ten okres, teraz, w którym Julka jest już zmęczona, a do tego walczy u siebie i rok chce zakończyć pozytywne... Porażka mogłaby spowodować, że stan zmęczenia jeszcze by się spotęgował, a złe samopoczucie byłoby jeszcze większe. Owszem, jest tutaj jakieś ryzyko, że Julka mogłaby źle zareagować na taką porażkę. Wprawdzie jest przygotowana na różne porażki turniejowe w następnym roku, psychicznie jest tego świadoma i my razem z nią, ale na tę przegraną mogłaby zareagować dużo gorzej niż na następną.
Rozmawiał Artur Gac
As Sportu 2024. Iga Świątek kontra Wilfredo Leon. Kto zasługuje na awans? Zagłosuj!
*Według moich rozmówców, decyzja zapadła na szczeblu ministerialnym, a więc rządowym, wobec czego PZB właściwie nie ma pola działania, nawet gdyby ewentualnie chciał forsować pozostanie w IBA pod dowództwem Rosjanina Umara Kremlowa. Zresztą wymowny jest porządek obrad, który składa się z trzynastu punktów. W punkcie numer 8 czytamy: "Głosowanie nad wystąpieniem z International Boxing Association", a już w następnym, 9 punkcie, napisano: "Głosowanie nad przystąpieniem do World Boxing".