W świetle procedur Polskiej Agencji Antydopingowych Wiktorzak ciągle ma status podejrzanego. 24-letni zawodnik Skorpiona Szczecin jeszcze ma szansę, by spróbować dowieść swojej niewinności. Gdyby jednak analiza laboratoryjna próbka B niczego nie zmieniła, wówczas zawodnik być może podejmie walkę o wykazanie takich okoliczności łagodzących, które wpłyną na długość banicji. Pierwszy o sprawie poinformował portal sport.tvp.pl. Sebastian Wiktorzak otworzy próbkę B? - Bezsprzeczny fakt jest taki, że w próbce A wykryto substancję zabronioną. Nie mamy jeszcze decyzji, czy zawodnik będzie chciał skorzystać z przysługującego mu prawa do otwarcia próbki B, przy czym pismo do jego rąk trafiło dopiero 14 grudnia. Od momentu jego otrzymania sportowiec ma siedem dni na podjęcie decyzji - mówi w rozmowie z Interią Michał Rynkowski, szef POLADA. W przypadku Wiktorzaka mowa jest o tzw. dopingu twardym. W organizmie pięściarza wykryto bowiem substancję, która jest stymulatorem wytwarzania hormonu wzrostu. Od fachowca dowiadujemy się, że w przypadku takiego środka nawet ewentualna linia obrony drogą zanieczyszczonej odżywki jest mało prawdopodobna. Michał Rynkowski o działaniu substancji zabronionej Świeżo upieczonemu mistrzowi Polski grożą, w czarnym scenariuszu, aż cztery lata dyskwalifikacji. Teoretycznie jednak jest szansa na "zbicie" tej potężnej sankcji nawet do roku, jednak jest to szalenie rzadka sytuacja. - W naprawdę daleko idącym stopniu trzeba by było wykazać szereg okoliczności, że zrobiło się wszystko, by dana substancja nie dostała się do organizmu. A to, w takich przypadkach, jest trudne - przyznaje Rynkowski, po czym tak opisuje działanie ten konkretnej substancji zabronionej. - Ona nawet nie tyle realnie, co znacznie wpływa na dyspozycję zawodnika, poprzez chociażby regenerację organizmu, czyli wspiera proces treningowy - podkreślił szef Polskiej Agencji Antydopingowej. Warto dodać, że ewentualne przyznanie się do winy powoduje, że kara z automatu topnieje do trzech lat. Wówczas w grę już w ogóle nie wchodzi procedura przed panelem dyscyplinarnym. Artur Gac