Jako dwie główne walki sobotniej gali boksu w Rijadzie zakontraktowano starcia Anthony'ego Joshui z Otto Wallinem, a także Deontaya Wildera z Josephem Parkerem. Pozostałe konfrontacje też budziły jednak zaciekawienie publiczności - w końcu w ringu łącznie pokazało się sześciu pięściarzy z pierwszej dziesiątki wagi ciężkiej, a także kilka innych ciekawych nazwisk. Frank Sanchez (24-0, 17 KO) wygrał z siódmej rundzie z Juniorem Fa (20-3, 11 KO), Filip Hrgović (17-0, 14 KO) pod koniec pierwszej odsłony znokautował Marka De Moriego (41-3-2, 36 KO), to samo Jai Opetaia (24-0, 19 KO) zrobił z Ellis Zorro (17-1, 7 KO). Agit Kabayel (24-0, 16 KO) niespodziewanie pokonał Arslanbeka Machmudowa (18-1, 17 KO), sędzia przerwał to starcie pod koniec czwartej rundy. Z kolei Daniel Dubois (20-2, 19 KO) w pewnym stopniu "odbił się" po porażce we Wrocławiu z Ołeksandrem Usykiem i pokonał przed czasem Jarrella Millera, pogromcę Tomasza Adamka z 2018 roku. Tutaj również do akcji wkroczył sędzia. Trzecią najwyżej wyznaczoną w karcie walką była ta pomiędzy Dmitrijem Biwołem (22-0, 11 KO) i Lyndonem Arthurem (23-2, 16 KO). Rosjanin w pełni kontrolował ten pojedynek od samego początku. Wygrał na punkty 120:107 - jak można się domyślić, zdaniem sędziów wygrał każdą z 12 rund, a także doprowadził do liczenia przeciwnika. Wilder - Parker. Gorąco było już na konferencjach prasowych Na spotkaniach medialnych Wilder zapowiadał, że chce wygrać w którejś z pierwszych czterech rund. Parkerowi również nie brakowało pewności siebie, ale między linami czuli do siebie duży respekt. Amerykanin nie wyglądał na pięściarza, który będzie w stanie spełnić swoją "obietnicę" szybkiego zakończenia, a wręcz musiał uciekać przed potencjalnie groźnym ciosem. Po drugiej rundzie część publiczności zgromadzonej na trybunach zaczęła buczeć. W trzeciej 38-latek urodzony w w końcu się uaktywnił za sprawą prawego podbródkowego. W czwartej odsłonie wzmożoną ofensywę było widać po obu stronach, jednak wydawało się, że groźniejsze ciosy wyprowadził Parker. Nowozelandczyk pokazywał coraz większą aktywność, a "Bronze Bomber" był nieco wycofany, można było się spodziewać, że "usypia" rywala, chcąc zaskoczyć go swoją potężną mocą ciosu w nieoczekiwanym momencie. Według jednego z ekspertów angielskiego DAZN, przegrał każdą z pierwszych sześciu rund. W ósmej emocje sięgnęły zenitu, gdy najpierw zachwiał Parkerem, ale minutę później został dopadnięty przez niego w narożniku i zasypany lawiną ciosów. Przed knockdownem uratowały go liny i klincz. Mijały kolejne minuty, a obraz walki się nie zmieniał. Amerykanin musiał szukać nokautu, ale go nie znalazł. Bardzo mocno ruszył do ataku w dwunastej rundzie, ale tym razem to Parker uciekł się do klinczów i wygrał jednogłośną decyzją sędziów. Zdobył pasy WBC International i WBO Inter-Continental, ale przede wszystkim znacznie poprawił swoje notowania. Dla Wildera to dopiero trzecia porażka w karierze - dwie poprzednie odniósł przeciwko Tysonowi Fury'emu (w 2020 i 2021 roku). W sobotę był zdecydowanym faworytem, ale nie dał rady. Wydaje się, że planowana na marzec walka z Anthonym Joshuą w tym momencie jest już nierealna. Obaj zainteresowani mieli jeszcze przed sobotą podpisać kontrakt na dwa pojedynki, ale Wilder przyznał, że "zobaczy, co się wydarzy" w kontekście kontynuowania jego kariery.