Mimo długiej, blisko dziewięciomiesięcznej przerwy, występujący zwykle w wadze junior ciężkiej Amerykanin był motorycznie naprawdę dobrze przygotowany i miał kilka udanych momentów. Obdarzony zdecydowanie lepszymi warunkami fizycznymi Ukrainiec miał oczywiście przewagę niemal w każdej z dziesięciu rund, ale spodziewano się, że z takim przeciwnikiem "Car" będzie w stanie łatwo wygrać, najlepiej przez nokaut. Nic bardziej mylnego. Wilson pokazał, że przydomek "The Ultimate Warrior" przylgnął do niego nie bez powodu. 31-letni pięściarz przyjmował straszliwe ciosy, ale ani razu nie był poważnie zraniony i do końca szukał swojej szansy. W jednym ze starć sam naruszył nawet Głazkowa, który po ostatnim gongu miał porozcinane obydwa łuki brwiowe (lewy przynajmniej w dwóch miejscach). Mimo dzielnej postawy Wilson na pewno nie zasłużył na zwycięstwo. Sędziowie punktowali: 97-93, 98-92 i 99-91 - jednogłośnie dla Głazkowa. Gdyby rywalem Wiaczesława był dziś zdrowy Tomek Adamek, pewnie widowisko tylko by zyskało, a Głazkow mógłby już mieć na koncie pierwszą porażkę...