- To była wspaniała walka i Powietkin dobrze sobie poradził. Wiem, że mogę go pokonać, pokazywałem to od pierwszej rundy. Oczywiście on jest bardzo doświadczony. Ludzie w jego narożniku byli na granicy poddania swojego boksera. Ale on wrócił jednym z najlepszych ciosów w karierze. Taka jest waga ciężka, pełna dramatów, wzlotów i upadków - powiedział Whyte. - Nie ruszyłem na Powietkina w czwartej rundzie, bo wiedziałem, że jest niebezpieczny, że kiedy jest zraniony, rzuca mocne ciosy. Brak bloku podczas podbródkowego był głupim błędem. Blokowałem ten cios setki razy podczas obozu przed walką. Ale ten jeden raz, gdy było to najbardziej potrzebne, nie zrobiłem tego. Powietkin był na ostatnich nogach, wywierałem na niego presję. Wciąż jestem jednym z najlepszych zawodników wagi ciężkiej. Nie jestem stary ani rozbity. Wciąż się uczę, to była surowa lekcja. Wyciągnąłem już wnioski z tego brzemiennego w skutkach błędu. Nadal jestem sobą, jestem gotowy do walki, nie mogę się doczekać powrotu - dodał urodzony na Jamajce Brytyjczyk.- Powietkin jest bardzo niebezpiecznym gościem. Rządziłem miedzy linami, wygrywałem, ale mnie złapał. Trzeba mu przyznać, że przygotował to uderzenie, ale w rewanżu wyrównam rachunki. Trzeba kuć żelazo póki gorące. Nie ma co czekać do przyszłego roku. On jest w formie, ja jestem w formie. Natychmiastowe rewanże to zazwyczaj czysty ogień - podsumował temat wojownik z Brixton.