Jeszcze zanim Daniel Olbrychski stał się ucieleśnieniem postaci z "Trylogii" Henryka Sienkiewicza, zanim na dobre "zakochał się w nim" Andrzej Wajda, dał się poznać polskiej publiczności jako bokser. Taki właśnie tytuł nosił film Janusza Dziedziny, w którym Olbrychski zagrał główną rolę - niepokornego pięściarza Tolka Szczepaniaka. To była połowa lat 60., trwała era sukcesów polskiego boksu. Igrzyska z 1964 r. z Tokio przebiły jednak wszystko. Do historii polskiego sportu przeszła "złota godzina", w której trzech polskich pięściarzy - Marian Kasprzyk, Józef Grudzień i Jerzy Kulej - w 60 minut sięgnęło po złote medale igrzysk. Łącznie polscy bokserzy przywieźli z Japonii siedem krążków! "Bokser" to film inspirowany historią Kasprzyka. Wylądował w więzieniu za udział w bójce i został zdyskwalifikowany. Karę jednak złagodzono i skończyło się mistrzostwem olimpijskim. Bokserzy byli wówczas gwiazdami polskiego sportu, a główną rolę w filmie Dziedzina powierzył wschodzącej gwieździe kina. By ujęcia wyglądały wiarygodnie, Olbrychski terminował pod okiem Feliksa Stamma. Słynny "Papa", wychowawca kilkudziesięciu medalistów międzynarodowych imprez, miał sprawić, że aktor zacznie wyprowadzać ciosy jak prawdziwy pięściarz. Scena finałowej walki długa jest również w samym filmie. Olbrychski popisuje się w niej bokserskimi umiejętnościami przez niemal 12 minut. Aktorstwo kontra boks. "Proszę mu wybić z głowy te recytacje" Olbrychski chłonął wiedzę Stamma i Leszka Drogosza, który również pomagał przy realizacji filmu, bo sam był zafascynowany boksem. Zanim przyszły król polskiego kina pomyślał o karierze aktorskiej, marzył, by walczyć na pięści. W wywiadach wielokrotnie opowiadał, że jako 8-latek z wypiekami na twarzy nasłuchiwał radiowych relacji z mistrzostw Europy z 1953 r. Polska wygrała wówczas klasyfikację medalową, zdobywając dziewięć medali, w tym pięć złotych. "Mazurek Dąbrowskiego" brzmiał złotem w uszach małego Olbrychskiego. To pchnęło go do sportu. Zaczął trenować boks, a także lekką atletykę. Z czasem zaczęła jednak rodzić się u niego również pasja aktorska, a próby do młodzieżowych spektakli ograniczały czas na treningi. To nie spodobało się trenerom młodzieńca. I u rodziców Olbrychskiego zaczęły pojawiać się pielgrzymki niezadowolonych szkoleniowców. Z jasnym przesłaniem: proszę mu wybić z głowy te recytacje! Polski pięściarz chce to zrobić dla trenera. "Jego słowa z nami zostaną" Grek chciał doprowadzić do katastrofy. Zareagował tylko Daniel Olbrychski Prośby i przestrogi nic jednak nie dały. Przyszły filmowy Kmicic profesjonalnym bokserem nigdy nie został, ale treningi z młodości i zajęcia ze Stammem mocno wryły mu się w pamięć. Jako aktor nie zaniedbywał zresztą zajęć sportowych, uczył się szermierki i judo. A bokserskie automatyzmy dały o sobie znać wtedy, gdy okazały się najbardziej potrzebne. To był wrzesień 1987 r. Olbrychski siedział na pokładzie samolotu, który wyruszał z warszawskiego Okęcia do Aten. Był tam też między innymi zatrzymany w Polsce grecki przestępca, eskortowany do ojczyzny. Na pokładzie zażył środki uspokajające i eskortujący go funkcjonariusz zdjął mu kajdanki. Niedługo później Grek poprosił Olbrychskiego o papierosa. Aktor spełnił jego prośbę, ale zauważył, że współpasażer dziwnie się zachowuje. Po chwili wydarzenia nabrały tempa. Grek przywołał do siebie stewardessę, zgasił papierosa na jej czole, a potem powalił mocnym ciosem. Zaatakował też drugą i popędził do kabiny pilotów. Pewnie by do niej wtargnął, gdyby nie Olbrychski. Właśnie wtedy aktor wykorzystał swoje bokserskie umiejętności i sprawność fizyczną. Dopiero kiedy Grek "padł na deski", na pomoc ruszyli inni pasażerowie, którzy związali przestępcę. Na pytanie Olbrychskiego, dlaczego nie pomogli wcześniej, z rozbrajającą szczerością odpowiedzieli, że wzięli walkę... za scenę kręconą do filmu. Samolot zawrócił do Warszawy. Okazało się, że niedoszły zamachowiec był schizofrenikiem i planował samobójstwo. Gdyby nie bokserska interwencja aktora, mógł doprowadzić do rozbicia samolotu. "Działały odruchy, wytrenowane. Nie było myślenia. Ciężko go znokautowałem. Odzyskał przytomność, gdy samolot wrócił na lotnisko" - opisywał kilka lat temu Olbrychski przed kamerą Polsatu Sport. Aktor uratował 150 osób i stał się bohaterem mediów, przede wszystkim w Grecji. Jak twierdzi, w Polsce jednak jego wyczyn przemilczano ze względów politycznych. Pojedynek w Pałacu Prezydenckim. Pochwała od mistrza olimpijskiego Bokserskie umiejętności Olbrychski pielęgnował również później. W domu urządził salę bokserską, której nadał imię Drogosza. Słynnego boksera nazywał swoim "starszym braciszkiem", sparował z nim oraz Kulejem. Jeździł na gale, pojawiał się na treningach, przyjaźnił się z największymi sławami. Stoczył nawet bokserski pojedynek... w Pałacu Prezydenckim, na oczach prezydenta Bronisława Komorowskiego. Wydarzenie zorganizowano w 2013 r., z okazji 60. rocznicy słynnych ME, po których aktor zakochał się w boksie. 68-letni wówczas Olbrychski skrzyżował wówczas rękawice ze starszym o sześć lat Józefem Grudniem. A sędziujący pojedynek Paweł Skrzecz, wicemistrz olimpijski z 1980 r. z Moskwy, ogłosił remis. "Daniel to bardzo dobry zawodnik, miałem problemy, aby go trafić" - skomentował Grudzień. Lepszej pochwały niż ta z ust mistrza olimpijskiego Olbrychski nie mógł sobie chyba wymarzyć.