"Bib Baby" straszy posturą, większość przeciwników skończył przed czasem, lecz rzadko są to klasyczne nokauty. On bardziej zamęcza. Zresztą to wszystko potwierdza Mariusz Wach (33-3, 17 KO), który przegrał z Millerem przez TKO w dziewiątej rundzie jedenaście miesięcy temu. Ale Mariusz mierzył się wtedy nie tylko z rywalem, lecz również swoimi słabościami. - On wcale nie bije mocno. Po pierwszej rundzie siadłem w narożniku i powiedziałem Piotrkowi Wilczewskiemu, że mamy tę walkę. Czułem, że on nie może mi poważniej zagrozić. Niestety zaraz potem przytrafiła mi się bolesna kontuzja. Nie zrobiła na mnie wrażenia jego szybkość rąk w półdystansie ani nie poczułem ani razu jakiejś mocnej bomby. Gdyby nie kontuzjowana ręka, nie dałbym się mu również spychać na liny. Szczerze mówiąc nie daję mu większych szans z Wilderem czy Joshuą. Nie bije mocno - przekonuje Wach. Czy pięściarz z Brooklynu do swojego CV dorzuci drugiego Polaka? A może przejedzie się i stary "Góral" jeszcze mu pokaże, na czym polega boks? Niby faworyt jest jeden, ale...