Julia Szeremeta dotarła do finału, ze swoich czterech walk dwie wygrała jednogłośnie na punkty, dwie zaś stosunkiem głosów 4:1. Tyle że były to wygrane pewne, bez cienia wątpliwości. Polka miała trochę szczęścia w losowaniu, bo przecież w swojej połówce drabinki dostała Australijkę Tinę Rahimi, rozstawioną z dwójką. A mogła to być Lin Yu-ting, z którą spotkała się w walce o złoto. Być może wówczas ta niespodziewana dla wielu przygoda potoczyłaby się inaczej. Właśnie zawodniczka z Tajwanu, mocno kontrowersyjna postać w świecie boksu, była zdecydowanie najlepszą pięściarką w wadze 57 kg. I to ona najmocniej poobijała 20-latkę z Chełma, choć - na szczęście dla Polki - to był ostatni pojedynek. Każdy duży krwiak stwarza ryzyko. Po półfinale sztab polskiej kadry ruszył do walki z czasem Tyle że większe zagrożenie nastąpiło wcześniej, po półfinale z Filipinką Nesthy Petecio. I o tym kibice już nie wiedzą, a zasługą całego sztabu było to, że do finału Szeremeta przystąpiła bez żadnych problemów. Opowiada o tym fizjoterapeuta Erwin Uss z kliniki Rehasport, który z bokserską kadrą kobiet pracuje od czterech lat. - Boks to obciążenia, które często nie są widoczne dla kibiców siedzących przed telewizorami. Każdy duży krwiak, każdy siniak stwarza jakieś ryzyko. Zwłaszcza te w okolicach oczu, ale nie tylko. Podobnie łuk brwiowy. Musimy zapobiegać takim urazom, ich nawarstwianiu, to walka z czasem - opowiada Erwin Uss i przyznaje, że taką uwagę musieli poświęcić także naszej srebrnej medalistce, zwłaszcza po pojedynku z Petecio. - Było trochę strachu, że podbite oko zacznie puchnąć i może się zamknąć, ale udało nam się na czas wszystko opanować - przyznaje. - Wiemy, jak działać, by jej pomóc i wszystko się sprawdziło. Działaliśmy z tejpami czy lodem, udało się - mówi fizjoterapeuta kadry. Beczka z zimną wodą. I nie tylko. Tak po walkach regenerowały się polskie pięściarki, nie tylko Szeremeta Lwia część pracy wykonywana jest zaraz po walce, dotyczyło to każdej osoby z naszej pięcioosobowej kadry na igrzyska. Przy czym Szeremetę najczęściej, bo walczyła aż pięć razy. - Mamy sprawdzony schemat, a pamiętajmy, że Julka często walczyła późno wieczorem. Nie jest łatwo skończyć walkę o 22 czy 23, a dwie czy trzy godziny później położyć się spać. Jeszcze w sali następuje lekkie spłukanie ciała i chwila ćwiczeń oddechowych, a później, już w wiosce olimpijskiej, korzystaliśmy z beczki z zimną wodą. Ona ogólnoukładowo zbija stany zapalne. A później jest jeszcze masaż tkanek głębokich i próba wyciszenia organizmu przed snem - zdradza tajniki swojej pracy Erwin Uss. Sam miał zaś możliwość wpierania zawodniczek, także Szeremety podczas jej ćwierćfinałowej walki z Ashleyann Lozadą, z narożnika. - Wyjątkowe wrażenie, szczególnie podczas igrzysk. Cały ten czas, a byliśmy w wiosce od 22 lipca do 12 sierpnia, był niesamowity. I stanowił nagrodę, włącznie z medalem Julii, za te długie miesiące poświęceń - opowiada Uss. Dziesięć miesięcy poza domem, zgrupowanie goni zgrupowanie. Olimpijskie sukcesy są największa nagrodą - Przebywamy razem ponad 300 dni w roku poza domem, od początku łączyliśmy nasze siły, podjęliśmy współpracę, gdy dołączył nowy sztab trenerski. Wiemy, kiedy działają oni, kiedy jest moja rola, kiedy pracuje Kuba Sawicki, czyli trener przygotowania motorycznego. A kiedy trzeba działać razem bądź się wymieniać. Gdy spędzasz wspólnie czas wolny, pracujesz, jesz, śpisz i odpoczywasz w takim gronie, trzeba umieć zachować balans - przyznaje Uss. I mówi, że w 2028 roku w Los Angeles może być jeszcze lepiej. - Mamy bardzo mocną kadrę, Julka dotarła do finału, Ela czy Aneta też były gotowe na medal. A kilku dziewczynom nie udało się dostać na igrzyska, ale brakowało niewiele. W Polsce jest sporo ambitnych pięściarek i jestem przekonany, że z USA przywieziemy więcej medali - kończy.