No to kontynuujmy, w dużym skrócie, kolejne sukcesy dziś już 36-letniego Usyka. Urodzony w Symferopolu sportowiec był zwycięzcą prestiżowego turnieju World Boxing Super Series oraz jest byłym zawodowym mistrzem świata organizacji WBO, WBC, WBA i IBF w wadze junior ciężkiej. W dywizji cruiser swoje panowanie na tronie rozpoczął wraz z pokonaniem Krzysztofa Głowackiego, odbierając Polakowi tytuł wywalczony w spektakularnym stylu, gdy rzucił na deski Marco Hucka. Ołeksandr Usyk "zdeptany" przez Jamesa Toneya Idźmy dalej, dochodząc do dania głównego: Usyk jest obecnie jednym z dwóch, obok Tysona Fury'ego, mistrzów świata w królewskiej kategorii wagowej, która zawsze w ujęciu globalnym cieszyła się największą popularnością. Dominacja Ukraińca robi tym większe wrażenie, że nie ma on warunków typowego "ciężkiego", ale kapitalnym wyszkoleniem technicznym oraz zawsze doskonałym przygotowaniem kondycyjnym i motorycznym góruje nad roślejszymi zawodnikami. Nie ma przypadku w tym, że wielki czempion ma na zawodowstwie nieskazitelny bilans walk - 21 zwycięstw i ani jednej porażki. Z czternastoma rywalami rozprawiał się przed czasem, m.in. ostatnim przeciwnikiem Danielem Duboisem na ringu we Wrocławiu, choć wokół walki narosło trochę kontrowersji. Chodziło o cios, po którym mistrz padł na deski i zwijał się z bólu. Uderzenie zostało zakwalifikowane jako zadane nieznacznie poniżej pasa, dlatego Ukrainiec dostał czas, by dojść do siebie, z kolei obóz Anglika pieklił się, że doszło do skandal i zgłaszał protest, ostatecznie rozpatrzony negatywnie. Okazuje się jednak, że nie wszyscy są pod wrażeniem klasy sportowej mistrza organizacji WBA, WBO, IBF i IBO. Choć, prawdę mówiąc, to spory eufemizm, bo słowa, które zaraz zostaną zacytowane, są piekielnie mocne. Amerykanin całkowicie rozjechał obecnych hegemonów wagi ciężkiej Głos zabrał bowiem były znakomity pięściarz, James Toney. Często "gaszący światło" rywalom Amerykanin (stąd pseudonim ringowy "Lights Out") był zawodowym mistrzem świata organizacji IBF, a z Usykiem łączy go to, że swoją klasę potwierdzał w trzech kolejnych kategoriach wagowych: średniej, superśredniej i junior ciężkiej. Finalnie przeszedł także do dywizji ciężkiej, w debiucie wygrywając z już mocno wyeksploatowanym Evanderem Holyfieldem. Dziś 55-letni Toney, co w sumie nie jest niczym oryginalnym, z dużym zażenowaniem wypowiada się o poziomie obecnych pięściarzy, biorąc na cel najlepszych w wadze ciężkiej. Rzecz jednak w tym, że brawurowo przejechał się po Usyku. Dopiekł także "Królowi Cyganów" za blamaż w starciu z Francisem Ngannou ("człowieku, Tyson Fury powinien się wstydzić"). Niemniej to właśnie Anglika wskazał jako obecny numer jeden. - On jest teraz najlepszy na świecie, potem Wilder i Joshua - stwierdził Toney, który jeszcze sześć lat temu wszedł do ringu i wygrał, mając 49 lat.