2 lipca 2011 roku Władimir Kliczko pokonał jednogłośnie na punkty Davide Haye'a w walce unifikującej pasy w wadze ciężkiej. Utrzymał pasy IBF, WBO i IBO, a Brytyjczykowi odebrał pas WBA. Tym samym na swoich biodrach nosił cztery z pięciu pasów w królewskiej kategorii. Piąty - ten federacji WBC - należał do jego brata Witalija, który dwa miesiące później obronił tytuł, wygrywając we Wrocławiu z Tomaszem Adamkiem. Dominacja ukraińskiego rodzeństwa nie podlegała więc wtedy żadnej dyskusji. O walce pomiędzy nimi nie było mowy, a ich kolejni rywale nie byli w stanie dokonać przewrotu na największej pięściarskiej scenie. Witalij ostatnią walkę stoczył w 2012 roku. Po zaangażowaniu się w politykę nigdy nie wrócił na ring. Z kolei młodszy z braci cały czas śrubował rekord, w którym miał zapisane tylko dwie porażki. Po pokonaniu Haye'a "Doktor Stalowy Młot" obronił swoje pasy jeszcze ośmiokrotnie, m.in. w starciu z Mariuszem Wachem. Jego sportowa konsekwencja, powtarzalne triumfy dla niektórych były imponujące, a inni czuli się tym znudzeni. Do tego drugiego grona należał Tyson Fury, który jesienią 2015 roku stanął w szranki ze światowym dominatorem. Pretendent-showman kontra stonowany mistrz. Kontrast dwóch żywiołów Kliczko nie przegrał od 2004 r., więc w momencie wejścia do ringu z Furym jego passa trwała już jedenaście lat. Brytyjczyk na konferencjach prasowych skupiał się właśnie na wytykaniu przewidywalności, jaka zapanowała w wadze ciężkiej oraz wieku swojego oponenta (39 lat, Fury miał wtedy 27). Mówił o "panowaniu nad bandą włóczęgów" i "byciu nudnym w ringu i poza nim". Sam zawsze był typem showmana. Ich pojedynki medialne wyglądały jak starcia ognia z wodą. Fury chciał porywać tłumy, na jednej z konferencji przebrał się za Batmana, na drugiej odkopnął w bok krzesło i wyglądał na gotowego do fizycznej konfrontacji z rywalem przed kamerami. Jak sam później przyznał, był to element wyreżyserowanej w jego głowie gry, która miała wywrzeć presję na Ukraińcu. Broniący tytułu nie próbował na spotkaniach medialnych być kimś, kim nie jest. Miał spokojną mowę ciała, choć próbował słownie odgryzać się przeciwnikowi. - Jesteś klaunem, załatwię ci pracę w cyrku - mówił. Zapowiadał też, że jego zwycięstwo dla Fury'ego będzie swego rodzaju terapią, która ma "zmieniać osobę na lepsze po klęsce". - Haye przed walką był taki sam jak ty - przypominał. Mimo utarczek obaj panowie nie mieli problemu z podawaniem sobie dłoni i życzeniem powodzenia. Pięściarskie trzęsienie ziemi w Düsseldorfie. Dominacja Władimira Kliczki obalona Pierwotnie pojedynek miał się odbyć 24 października, lecz mistrz urodzony w Kazachstanie zgłosił uraz kostki. Nic już nie stanęło na przeszkodzie, by tak wyczekiwana walka odbyła się 28 listopada w niemieckim Düsseldorfie. Jej styl mógł zachwycić tylko koneserów pięściarstwa, sporo było zapasów, klinczów, a miało wymian i choćby podwójnych trafień. Zaskakująca była aktywność Brytyjczyka, który kontrolował przebieg pojedynku i prowadził na kartach punktowych. Kliczko walczył ze zbyt dużym respektem do oponenta, wyglądał na niepewnego, co przecież przy jego doświadczeniu brzmiało wręcz nieprawdopodobnie. W dziewiątej rundzie odwrócił się nawet plecami od ciosu (patrz: zdjęcie główne tego artykułu). Fury to wykorzystał, mocno uderzając lewym sierpowym. - Nie mogłem znaleźć odpowiedniej odległości, aby oddać te ciosy, które chciałem - powiedział później Kliczko. Jego narożnik miał świadomość nadchodzącej historycznej porażki i poradził mu, by w ostatniej, dwunastej odsłonie poszukał nokautu. Ówczesny 39-latek wyraźnie przeszedł wtedy do ataku, zmienił nastawienie o 180 stopni, ale Brytyjczyk także miał rezerwy kondycyjne i również podkręcił wtedy tempo. Do żadnego zwrotu akcji już nie doszło - Fury wygrał jednogłośną decyzją sędziów (116:111, 115:112, 115:112). Emanuel Steward, który był trenerem Kliczki od 2003 r. aż do swojej śmierci w 2012 r., a w pewnym momencie pracował także z Furym, określił tego drugiego "kolejnym dominującym mistrzem wagi ciężkiej" i "następcą tronu Kliczki". Te słowa okazały się prorocze. Można powiedzieć, że na hali Esprit Arena doszło do przejęcia schedy. "Król Cyganów" objął "władzę" z godnością, pochlebnie wypowiadając się na temat Kliczki, którego podziwiał w młodzieńczych latach. Kliczko - Fury. Po walce obaj poszli innymi ścieżkami Choć "Król Władimir" stracił panowanie w królewskiej kategorii, to nie było to jego ostatnie sportowe słowo. W kontrakcie miał zapisaną możliwość rewanżu. Planowano to zrealizować 6 lipca 2016 r. w rodzinnym Manchesterze Fury'ego, ale ten - podobnie jak Kliczko dziesięć miesięcy wcześniej - zgłosił 24 czerwca kontuzję kostki. Kolejny termin wyznaczono na 29 października, ale wtedy ponownie się wycofał z powodu "niezdolności do walki z medycznego punktu widzenia". Jak się okazało, "The Gypsy King" cierpiał na depresję, miał myśli samobójcze. Przestał dbać o siebie. Po pokonaniu Kliczki, którego od zawsze uważał za swój cel, stracił sportową motywację. Brał narkotyki, 1 października tamtego roku poinformowano, że w pobranej od niego 22 września próbce moczu wykryto kokainę. 13 października zwakował pasy WBO i WBA - miał je w posiadaniu zaledwie niecałe jedenaście miesięcy. Jego życiowe problemy oznaczały nowe rozdanie kart w wadze ciężkiej. Pas WBO przejął Joseph Parker dzięki pokonaniu Andy'ego Ruiza Jr. Z kolei o pasy WBA i IBO 29 kwietnia 2017 r. powalczyli Anthony Joshua i... Władimir Kliczko. Ukrainiec nigdy nie doczekał się rewanżu z Furym, ale jeśli pokonałby "AJ-a", to znowu zostałby mistrzem świata, miałby w posiadaniu trzy pasy, bo Brytyjczyk bronił własnego pasa IBF. Mistrz olimpijski z 1996 r. z Atlanty nie dał jednak rady wygrać z zawodnikiem z Watfordu. Miał wiele dobrych momentów w tej walce, świetnie pracował na nogach, ale został znokautowany w 11. rundzie. 3 sierpnia ogłosił zakończenie kariery, którą zwieńczył właśnie dwiema porażkami. Pożegnanie z ringiem było godne - niektórzy starcie z Joshuą uznali najbardziej efektownym od konfrontacji Lennoxa Lewisa z Mike'iem Tysonem (2002 r.). Nie sposób jednocześnie nie podkreślić, że klęska odniesiona przeciwko Fury'emu zakończyła na zawsze panowanie młodszego z braci Kliczków. Z kolei Fury uporał się ze swoimi problemami i wrócił na ring w czerwcu 2018 roku. Od tamtego momentu odniósł dziewięć zwycięstw i jeden remis, więc wciąż jest niepokonany. 22 lutego 2020 r. dzięki wygranej nad Deontayem Wilderem zdobył pas WBC, który obronił już trzykrotnie. 17 lutego czeka go walka unifikacyjna z Ołeksandrem Usykiem, wtedy na szali będzie leżeć pięć pasów. - Świat się zmieni, ponieważ ludzie będą mieli najbardziej charyzmatycznego, najbarwniejszego i najbardziej kontrowersyjnego mistrza od czasów Muhammada Alego. To jest to, na co wszyscy czekali. Jeśli nie jestem człowiekiem, który wejdzie w te buty, to będą czekać o wiele dłużej. Świat potrzebuje mnie, abym zmienił krajobraz dywizji - mówił "Król Cyganów" osiem lat temu przed walką z "Doktorem Stalowy Młot". Dziś trudno odmówić mu racji.