- Miałem zadawać więcej ciosów, kontrować lewą ręką. Do pewnego stopnia udawało mi się to. Polowałem, aż Łukasz wpadnie na mój mocny prawy - komentował Ugonoh. - Kilka razy mocniej trafiłem, ale nie udało mi się mocno upolować rywala. Łukasz okazał się być bardzo odporny na ciosy. Fajnie wyprowadzał ciosy zamachowe, w okolicach skroni i tyłu głowy. Sądzę, że był lepszym zawodnikiem ode mnie w tej walce - przyznawał. - Uważam jednak, że niepotrzebnie uderzył mnie, gdy już niemal leżałem na podłodze. Uważam, że to niefajne, to nie fair - dodał. - Różański w walce mnie nie zaskoczył, choć uderzał z pełnym impetem. Widać było, że chce mi urwać głowę. To była dobra taktyka. Z kolei częścią mojej, której do końca nie zrealizowałem, było pozwolenie mu wystrzelać się. Rzecz jasna, w dziesiątkach nie można przyjmować nawet na gardę takich ciosów. Bo to się odczuje - uważa. Ugonoh nie kryje, że jego kariera bokserska stanęła na ostrym zakręcie. - Będę musiał się sam nad sobą zastanowić. Wiadomo, że po porażce mówi się różne rzeczy. Prawda jest jednak taka, że ja mogłem wygrać tę walkę, ale zabrakło mi czegoś, coś we mnie zgasło i nie byłem w stanie dać z siebie więcej i to jest ten problem - zaznacza pięściarz. - Podkreślam - Łukasz był w dobrej formie, wstrzelił się w idealnym momencie, nie odbieram mu tego. Muszę się jednak zastanowić nad sobą i nie szukać głupich wymówek, bo przygotowania miałem ekstra - powtarzał. - W pewnym momencie decydują głowa i serce i tego serca w tej walce mi zabrakło. MB