Albańczyk na początku kilka razy zerwał się do ataku obszernymi sierpami, ale dużo wyższy Anglik przepuszczał te akcje, przyjmując próby rywala z uśmiechem na twarzy. Sam robił też mało, ale jeden soczysty lewy prosty wylądował na nosie przeciwnika. W drugiej rundzie Tyson zmieniał pozycję na mańkuta, kilka razy uderzył po dole, lecz wciąż wyglądało to bardziej na sparing zadaniowy, niż prawdziwą potyczkę. W końcówce drugiego starcia nikt nie patrzył na ring, bo na trybunach doszło do zamieszek. Tuż przed gongiem Fury i Seferi zamiast boksować, na moment spojrzeli jak biją się kibice. Bo tam było ostrzej niż między linami. Na starcie trzeciej rundy Fury trafił akcją lewy-prawy i Seferi szybko przykleił się do niego, czując zapewne siłę dawnego mistrza. Jeszcze przed przerwą pogromca Władymira Kliczki trafił prawym hakiem na górę. Robiło się już trochę poważniej. Tyson zaczął coraz żwawiej gonić Albańczyka, zadawać ciosy z luzu i w końcu kibice zamiast emocji na trybunach, mogli szukać ich w ringu. Ale pomimo kilku bomb w końcówce czwartego starcia nie było nokdaunu. Ten zbliżał się nieuchronnie, więc Seferi nie wyszedł do kolejnej odsłony, tłumacząc się rzekomą kontuzją. To musiało się tak skończyć. Fury wrócił, wygrał przed czasem, jednak po zbiciu blisko pięćdziesięciu kilogramów wciąż jeszcze nie jest w mistrzowskiej formie. Najważniejsze natomiast, że zrobił pierwszy krok w tym kierunku.