Tyson Fury zaraz po walce z Francisem Ngannou przyznał, że był to jeden z najcięższych, o ile nie najcięższy pojedynek w jego karierze. Kiedy leżał na deskach, a Kameruńczyk go obijał, zaczęło wyglądać na to, że może przegrać. Tak się jednak nie stało, sędziowie punktowali dla Brytyjczyka. Nie brakuje jednak głosów, że Ngannou został skrzywdzony. Padają pytania, co właściwie miał jeszcze zrobić, by wygrać? Dyskusje o tym, że Tyson Fury był preferowany i promowany przez arbitrów tak łatwo nie ustaną, a pięściarz z Wielkiej Brytanii - dotąd niepokonany na zawodowych ringach - zaczyna się tłumaczyć przed światem, skąd wzięły się jego wielkie problemy w ringu w Rijadzie. - Bardzo długo byłem poza ringiem - wyjaśnia Tyson Fury. Nawiązuje do starcia, które wygrał z Derekiem Chisorą, którego pokonał przez techniczny nokaut w Nottingham. Ta walka miała miejsce 3 grudnia zeszłego roku. Dlatego teraz Fury dodaje: - Moment pojedynku z Ngannou był dla mnie fatalny. Odczuwałem braki związane z tym, że długo nie boksowałem. Gdyby nie fakt, że przed występem w Rijadzie wykonałem tak tytaniczną pracę, mógłbym nie przetrwać. Totalna kompromitacja Fury'ego. Wyszedł blamaż To nie był najlepszy Tyson Fury To w ustach mistrza boksu po takim starciu brzmi niezwykle i jest w zasadzie komplementem dla Francisa Ngannou. Tyson Fury przyznaje, że kameruński pięściarz był bliski pokonania go i każdy z detali treningów przed starciem mógł być tym kamyczkiem przesądzającym o tym, że nie został powalony na ringu w Rijadzie. - To był fatalny moment dla mnie na taką walkę. To nie był najlepszy Tyson Fury, ale nie powiem, że to kwestia złego dnia, gdyż wtedy odebrałbym wiele Francisowi. On pokazał dobry boks, dał mi twardy opór i dobrą walkę - mówi Brytyjczyk. A do jego walki odniósł się Ołeksandr Usyk, który ma być jego kolejnym przeciwnikiem. - Walka z Francisem Ngannou miała Tysonowi dodac pewności siebie i umocnić go. Nie jestem pewien, czy tak się stało - rzekł Ukrainiec.