Gdyby Tyson Fury miał w pełni zrealizować zadanie, które kreślił słowami przed widowiskiem w Rijadzie, Francis Ngannou miałby tylko jeden, jedyny powód do zadowolenia. Ogromną wypłatę, jaka miała wpłynąć na jego konto, bo mówiło się, że były mistrz UFC w wadze ciężkiej zarobi nie mniej niż 10 milionów dolarów. I to właśnie gigantyczny przelew miał otrzeć łzy zabranemu na bokserski uniwersytety Kameruńczykowi. Jest nowa data pojedynku Tyson Fury - Ołeksandr Usyk. Będzie potwierdzenie? Sensacyjnie wyszło jednak tak, że to "Król Cyganów" wszystkie smutki może starać się ogrzać blaskiem około 50 milionów dolarów, a może nawet i większej kwoty. Brytyjczyk wprawdzie wygrał, ale poza werdyktem (i kasą) nie ma ani jednego powodu do zadowolenia po tym, co zademonstrował w Arabii Saudyjskiej. Nie sposób powiedzieć, że niejednogłośna wiktoria Fury'ego jest skandalem, za to chyba każdy się zgodzi, że taki werdykt również w drugą stronę - na korzyść Ngannou - spokojnie by się obronił. Dla Fury'ego, który miał się za pięściarza nie do pokonania, to spora potwarz, że bokserski debiutant w trzeciej rundzie rzucił go na deski, a w ósmej doprowadził do ran wokół lewego oka. Nieprzypadkowa była obecność w Arabii Saudyjskiej Ołeksandra Usyka, który w odległości kilku metrów od ringu oglądał zmagania. To, o czym mówiło się nieoficjalnie, miało dojść do skutku krótko po walce "Króla Cyganów" z Ngannou. Wejście Ukraińca do ringu miało spowodować ogłoszenie unifikacyjnej walki o mistrzostwo świata pomiędzy oboma czempionami, dzierżącymi wszystkie cztery najważniejsze pasy. Tymczasem po sensacyjnym, 10-rundowym boju, skończyło się tylko na spojrzeniu sobie w oczy. Warto dodać, że Usyk i Fury już parafowali kontrakty na wielkie widowisko, ciągle jednak oddala się termin pojedynku. Wiadomo także, że w umowie znalazła się klauzula rewanżowa, a wiele wskazuje na to, że przegrany oczywiście skorzysta z tego zapisu.