Meksykanin zaczął od dwóch ciosów na korpus, ale stosunkowo spokojną rundę pierwszą lewym krzyżowym na górę zaakcentował Kubańczyk. Wszystko, co najlepsze, zaczęło się po przerwie. Gdy Ortiz chciał uderzyć lewym sierpem, Ruiz wszedł mu w tempo swoim prawym sierpowym i powalił na matę ringu. "King Kong" z trudem powstał na dziewięć i za moment znów zapoznał się z matą ringu. Kiedy jednak Meksykanin ruszył po trzeci nokdaun, zamroczony Ortiz ostudził nieco jego zapały kontrą z lewej ręki. Kubański mańkut doszedł do siebie przez minutę przerwy i w trzeciej odsłonie boksował z daleka prawym prostym. Ruiz natomiast nie podpalał się i próbował wciągnąć go na jakąś kontrę. Nieco agresywniej wszedł w czwarte starcie, ale nauczony doświadczeniami sprzed kilku minut Ortiz trzymał ręce wysoko, balansował tułowiem i nie dał się czysto trafić. Boksujący zrywami były mistrz świata dał się zaskoczyć wydłużoną serią Ortiza w końcówce piątej rundy. Przyjął mocne uderzenie, ale nie zrobiło ono na nim większego wrażenia. Kolejne trzy minuty spokojniejsze. Obaj łapali drugi oddech przed drugą połową walki. Boks. Andy Ruiz wygrał na punkty z Luisem Ortizem W końcówce siódmego starcia Ruiz trafił krótkim prawym sierpem na czoło i po raz trzeci w tym pojedynku posłał rywala na deski. Zanim jednak sędzia doliczył do ośmiu, do zbawiennej dla Kubańczyka przerwy pozostało już tylko kilka sekund i znów wywinął się z tarapatów. A po niej podjął rękawice i wymiany w półdystansie. Obaj trafili mocnymi ciosami, choć tym razem bez większych konsekwencji. Na początku dziewiątej rundy Ruiz poczęstował przeciwnika bardzo mocnym prawym sierpowym, ten za to zrewanżował się mu dwie minuty później długim lewym krzyżowym. Kolejne starcie stało pod znakiem prawej ręki Ortiza, który zaczął boksować zamiast polować na mocny cios i na głowie Meksykanina wylądowało kilkanaście takich prostych. Za to w jedenastym starciu prawy sierpowy Ruiza wstrząsnął Ortizem, prawie zamknął mu lewe oko, lecz "King Kong" dzielnie stał na nogach i kontynuował potyczkę. Ortiz dobrze finiszował. Trafił najpierw lewym podbródkowym, poprawił lewym sierpowym, ale oczywiście nie mogło to starczyć, by odrobić wcześniejsze straty. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 113:112 i dwukrotnie 114:111 - wszyscy na korzyść "Niszczyciela". A Ortizowi na pocieszenie pozostanie godziwa wypłata - gwarantowane 550 tysięcy dolarów plus dodatki. W drugiej połówce turnieju WBC Deontay Wilder (42-2-1, 41 KO) spotka się z Robertem Heleniusem (31-3, 20 KO). Ich starcie zaplanowano na 15 października.