- To bez wątpienia najlepsza walka od czasów "Thrilla in Manila", czyli trzeciej potyczki Alego z Frazierem. Było w niej wszystko, zwroty akcji, dramat, kapitalny pojedynek. Chyba żadna inna walka w historii nie może równać się z tą. Nie widziałem nic lepszego, nigdy! W trzeciej rundzie byliśmy pewni, że po liczeniu Wildera mamy już wygraną w kieszeni, tymczasem w czwartej to Tyson leżał dwa razy na deskach. Widziałem jednak, że Tyson wracając do narożnika nie był bardzo zraniony, wtedy już doszedł do siebie. Potem lał tego gościa niemiłosiernie, choć Wilder do końca pozostawał bardzo groźny. Trzeba mu oddać, że nie tylko bije bardzo mocno, ale ma również wielkie serce do walki i boksu. Zaimponował mi pomimo porażki. Kiedy Fury w końcu opanował emocje, zaczął słuchać trenera w narożniku i wrócił do lewego prostego, wygrał w wielkim stylu. Tyson zawsze powtarzał, że jest wojownikiem, że walka to jego życie i teraz wiecie już wszyscy o czym mówił. To wyjątkowy facet, który wraz z Wilderem dał wyjątkową walkę - rozpływał się w zachwytach szef grupy Top Rank. Fury-Wilder. Brytyjczyk wygrał przez nokaut Po dziesięciu kapitalnych rundach i pięciu czterech nokdaunach na punkty prowadził "Król Cyganów" - 94:92, 95:92 i 95:91. W jedenastej prawy sierp Anglika skończył męczarnie ambitnego "Brązowego Bombardiera". Tym samym Fury obronił tytuł mistrza świata wagi ciężkiej federacji WBC.