Ortiz od początku był bardzo aktywny. Wyprowadzał mnóstwo ciosów i nawet jeśli większość z nich pruła powietrze, to ich ilość nieco deprymowała byłego mistrza świata trzech kategorii. Tym bardziej, że po zderzeniu głowami w drugiej rundzie pojawiła się opuchlizna pod jego prawym okiem. W trzecim starciu Łomaczenko zachwiał rywalem kombinacją lewy krzyżowy-krótki prawy sierp, jednak Amerykanin wrócić do rywalizacji zaraz po przerwie, bez kompleksów rywalizując z tak utytułowanym zawodnikiem jakim jest Ukrainiec. Łomaczenko wywierał coraz większą presję, starał się podchodzić pod przeciwnika nogami, ale i on nie trafiał na najwyższym procencie. Na półmetku również lewe oko Ortiza zaczęło puchnąć. Mimo wszystko nie spuszczał z tempa i toczył bój cios za cios z wielkim faworytem tej potyczki. Łomaczenko był agresywniejszy niż zazwyczaj, nie potrafił jednak zbudować przewagi. Bo nawet jeśli trafił fajną kombinacją, tak jak na początku dziewiątego starcia, to Ortiz zaraz odpowiadał. Dopiero w dziesiątej odsłonie Łomaczenko zaczął naprawdę dominować. Trafiał z każdej płaszczyzny, wchodził swoimi ciosami w tempo, był ostry i jakby złapał drugi oddech, przy jednoczesnym kryzysie przeciwnika. Na początku jedenastej rundy "Matrix" trafił dwa razy na górę, po czym poprawił celnym lewym hakiem w okolice wątroby. To jednak nie zniechęciło ambitnego Ortiza. Dwunasta również była zacięta, choć mocniej zaakcentował ją Łomaczenko długim lewym krzyżowym. I ta końcówka zaważyła na jego zwycięstwie. Po ostatnim gongu wszyscy sędziowie punktowali na korzyść Ukraińca - 115:113, 116:112 i 117:111. Teraz Haney o wszystkie pasy wagi lekkiej!