O takiej walce jeszcze jakiś czas temu trudno było pomyśleć. Mistrz świata wagi ciężkiej WBC Tyson Fury na moment odbił od poważnych pojedynków, na rzecz pokazowej walki z byłym mistrzem UFC Francisem Ngannou. Kameruńczyk w największej organizacji MMA na świecie zasłynął poprzez swoją eksplozywność i chęć błyskawicznego kończenia rywali. Wielu ekspertów przed rozpoczęciem pojedynku nazywało go walką boksersko freakową, gdyż trudno było przewidzieć w niej pokaz znakomitego pięściarstwa. Przewidywano, że debiutujący w zawodowym boksie Ngannou nie postawi żadnego oporu mistrzowi świata, a ten będzie chciał "pobawić" się z Kameruńczykiem w ringu, aby dostarczyć kibicom masę emocji. Polska gwiazda przeszła prawdziwe piekło. "Próbowałam odebrać sobie życie" Pojedynek został zakontraktowany na dziesięć trzyminutowych rund. Warto zaznaczyć, że na szali potyczki początkowo miał nie wisieć pas mistrzowski WBC wagi królewskiej, którego posiadaczem obecnie jest "Król Cyganów". Ostatecznie na czwartkowej konferencji prasowej zmieniono zdanie i czempionat został dodany do stawki. Obaj uczestnicy gali w Rijadzie dzięki tej potyczce zainkasują potężne wypłaty. Według "The Sun" Tyson Fury miał zgarnąć 65 mln funtów (333 mln złotych), a Ngannou 8 mln funtów (41 mln złotych). Dzień przed walką doszło do oficjalnej ceremonii ważenia, gdzie "Król Cyganów" ponownie rozbawił publikę. Nic dziwnego byłoby w tym, że wszedł na wagę bez koszulki, gdyby nie fakt, że za nim również bez koszulki pozował jego ojciec John. Na wydarzeniu nie brakowało też wielu gwiazd sportu i showbiznesu. Szczególną furorę zrobił grający od ponad sezonu w Arabii Saudyjskiej Cristiano Ronaldo. Fury - Ngannou: nieoczekiwany przebieg walki Ostatecznie walka rozpoczęła się z nieco ponad godzinnym opóźnieniem. Fury ruszył w pierwszej sekundzie na Kameruńczyka kilkoma szybszymi ciosami, ale na tym poprzestał. Była to ewidentnie próba zastraszenia oponenta. Ten jednak cały czas chłodno walczył i polował na pojedyncze uderzenia, kilka z nich doszło nawet do tułowia oraz głowy Brytyjczyka. Kolejna odsłona była dość spokojna, Ngannou zadziwiał jednak swoją postawą. Fury boksował bardzo pasywnie i dawał dużo pola do popisu afrykańskiemu przeciwnikowi. W trzeciej rundzie doszło do niespodziewanej sytuacji, po jednym z potężnych ciosów byłego mistrza UFC Tyson Fury padł na deski i był liczony. Kameruńczyk nie odpuszczał i wyszedł mocno naładowany do kolejnej odsłony, polując na kolejne celne trafienia. "Król Cyganów" był już zdecydowanie bardziej zachowawczy, zrezygnował z nonszalancji, którą wcześniej prezentował. W kolejnych rundach było widać zdecydowaną złość bokserską w oczach Fury'ego, który nie szczędził rywala i polował na swoje szybkie ringowe sztuczki. Przy każdym ataku musiał być jednak bardzo czujny, gdyż dobrze dysponowany Francis Ngannou tylko czekał na swoją okazję. W ósmej rundzie panowie wdali się w otwartą bitkę, która z pewnością podobała się fanom, ale nie działała na korzyść "Gypsy Kinga". Afrykańczyk do ostatnich sekund ambitnie boksował i pokazywał Fury'emu, że może toczyć z nim bój jak równy z równym. Ostatecznie bój potrwał do ostatniego gongu, a o triumfatorze zadecydowali sędziowie, którzy starcie punktowali: 96-93, 95-94, 94-95 na korzyść Tysona Fury'ego. Od razu można było zauważyć, że werdykt nie podoba się obozowi Ngannou.