41-letni pięściarz, były mistrz świata kategorii junior ciężkiej i półciężkiej, w nocy z soboty na niedzielę w Chicago został znokautowany już w drugiej rundzie przez młodszego o 11 lat Jarrella Millera. Adamek miał nadzieję, że w wadze ciężkiej jeszcze stać go na coś więcej, stąd konfrontacja z tak silnym rywalem. Jak się okazało, to już za wysokie progi dla byłego mistrza. Od pamiętnej walki ze Szpilką Adamek stoczył jeszcze sześć walk, z których cztery wygrał. W 2016 roku po przegranej z Erikiem Moliną także zapewniał, że to koniec kariery. Po porażce z Millerem Adamek wydaje się nie mieć już wątpliwości. "Od dawna powtarzam, że każdy mój występ to 'być albo nie być'. Teraz byłem zdrowy, przygotowany i dostałem 'strzała', po którym przegrałem walkę. A to znaczy, że do ringu nie będę już wchodził" - zapewnił "Góral" w rozmowie z Kamilem Wolnickim z "Przeglądu Sportowego". "Robiłem to, aby dać sobie szansę walki o najwyższe cele. Oczywiście, wciąż mogę wrócić i trochę zarobić, ale to nie ma sensu, bo chciałem czegoś więcej. Chciałem najlepszych rywali" - powiedział. "Nie wyszło, skończyło się inaczej, więc trzeba odejść. Nie muszę jednak przed nikim się chować ani niczego wstydzić. Dwa razy byłem mistrzem świata, sporo osiągnąłem, mam za sobą lata w zawodowym ringu" - powiedział Adamek. WS