W programie "Puncher" powrócono do wpadki dopingowej Kosteckiego, do jakiej miało dojść podczas ubiegłorocznej gali boksu zawodowego w Krakowie. Promujący go Andrzej Wasilewski potwierdził, że nie ma z zawodnikiem żadnego kontaktu, ale jeśli wszystko się potwierdzi, to zerwie współpracę z popularnym "Cyganem". "Nie mam żadnego kontaktu. Ja nie dzwonię, bo to raczej z drugiej strony powinien być teraz jakiś odzew. Pewien kontakt mieliśmy jeszcze przez Damiana Jonaka, ale nawet ta droga się zamknęła, dlatego przestałem nalegać na kontakt. W pewnym momencie cała ta sprawa zrobiła się wręcz groteskowa. Dla naszego środowiska szkodą są tego typu sensacje. Jeśli sprawa dopingu się potwierdzi i usankcjonuje, to na pewno rozwiążemy współpracę z Dawidem. My chcemy robić sport, prawdziwy sport i dlatego dla Dawida nie będzie miejsca w naszej grupie" - powiedział Wasilewski. "Sprawdziłem o czym mowa i dowiedziałem się, że ten środek podaje się koniom, a ja zdecydowanie koniem tego dnia nie byłem" - zaczął żartobliwie Tomasz Adamek (49-4, 29 KO), który przez moment również został pomówiony "o coś" na tej samej gali w Krakowie. "Od 2005 roku byłem badany po każdej walce i wynik zawsze był negatywny. Mogę jeszcze stoczyć jedną walkę na zakończenie kariery i tyle, ale takie przypadki oczerniania pięściarza w trakcie jego kariery mogą bardzo zaszkodzić, na przykład odbierając mu sponsorów. Moja kariera była długa, więc chyba warto byłoby pokazać się rodakom na zakończenie" - dodał "Góral", potwierdzając tym samym plotki, że może wrócić na jesień ostatnim występem. "Całe szczęście, że temat został wyprostowany. Pracowałem z Tomkiem wiele lat, przechodził wiele badań i nigdy nie było wątpliwości, że jest zawodnikiem czystym. Poza tym wyniki powinny iść bezpośrednio do zawodnika. Nie powinno być tak, że pięściarze dowiadują się dopiero o wszystkim z prasy" - zakończył sprawę Andrzej Gmitruk, były trener Adamka.