Tomasz Adamek dał się ponieść emocjom w lokalu wyborczym. Nagle krzyknął jedno nazwisko. "Chcesz karę?"
Zakończyły się wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych poprzedzone intensywną kampanią Donalda Trumpa i Kamali Harris. Ostatecznie od stycznia lokatorem Białego Domu na kolejne cztery lata będzie kandydat Partii Republikańskiej, który był głową państwa już w latach 2017-2021. We wtorek w lokalu wyborczym nie zabrakło także mieszkającego od lat w USA Tomasza Adamka. Były polski pięściarz, a obecnie zawodnik freak fightowy musiał być uspokajany przez żonę.
Donald Trump zostanie 47. prezydentem Stanów Zjednoczonych. Był faworytem ekspertów - nieznacznie, ale jednak przeważał w sondażach większości z siedmiu stanów wahających się. Sporo badań zleconych w kwestii przewidywań tzw. popular votes pokazywało okolice remisu. Tymczasem kandydat republikanów wygrał wyraźnie, pokonując Kamalę Harris w każdym ze "swing states". W liczbach głosów "netto" był lepszy o niemal 5 milionów, rozmiary tej przewagi są niespodzianką. 78-latek może liczyć na 295 głosów elektorskich. Do wygranej potrzeba 270. Kandydatka demokratów uzbiera ich tylko 226.
W lokalu wyborczym nie zabrakło Tomasza Adamka, od 2008 roku mieszkającego w USA. Już wcześniej deklarował on swoje poparcie dla Trumpa. Teraz w rozmowie z WP SportoweFakty podzielił się swoją radością. - Poszliśmy na wybory całą rodziną. Szwagier, szwagierka, córki. Ja z żoną Dorotką pojechaliśmy najpierw do kościoła. Modliłem się o lepsze czasy. Zrobiłem znak krzyża i ruszyliśmy na głosowanie. Chwała Bogu, że wygrał dobry człowiek, że ludzie poszli po rozum do głowy - powiedział.
Jak przyznał, już około piątej nad ranem włączył telewizor, by zobaczyć aktualną sytuację. Była to 11:00 polskiego czasu, wtedy wiadomość o triumfie prezydenta z lat 2017-21 nie była już tą z gatunku najświeższych. Przypomnijmy, że "Góral" mieszka w Jersey City w stanie New Jersey.
Dobrze się stało. Inaczej skończyłaby się prawdziwa Ameryka. Harris chciała otworzyć granice, ludzie bali się najazdu imigrantów z południa, gangów z Wenezueli. Źle by się działo
~ Tomasz Adamek dla WP
Żona uspokajała Tomasza Adamka w lokalu wyborczym. Krzyczał "Donald Trump"
Opowiedział także anegdotę z lokalu. Podczas głosowania zapytał się pracujących tam pań, kto ich zdaniem wygra. Odpowiedziały, że nie wiedzą, na co 47-latek krzyknął "Donald Trump, Donald Trump". - Wszyscy zaczęli się na mnie patrzeć, te kobiety mocno się zdziwiły. Żadna nie zareagowała. Ja mówię tylko prawdę, bo prawda cię wyzwoli. Dorotka złapała mnie szybko za rękę i zaczęła ciągnąć. Przez zęby wycedziła: "Co ty wyprawiasz, uspokój się, chcesz zapłacić karę za złamanie ciszy wyborczej?!". Ale mnie to nie interesowało. Krzyczałem dalej: "The best president!" ("najlepszy prezydent!" - red.) - przyznał.
- Cieszę się. Wstałem rano i na przywitanie dostałem świetną wiadomość. Najgorsza jest drożyzna w Stanach. Masz sto dolarów i nic za to nie kupisz. Mówiłem wcześniej, jak pogorszyło się życie w Ameryce w ostatnich latach. Wszystko kosztuje krocie. My ludzie chcemy tylko normalności, a ja pamiętam czasy, gdy rządził Trump. Było lepiej. Z dumą oddałem na niego głos, tak jak przed laty - zakończył.
Nawiązał do wyborów z 8 listopada 2016 roku. Trump wygrał wtedy z Hillary Clinton. Choć miał 3 miliony głosów mniej, to był lepszy w kluczowych stanach i zdobył 306 głosów elektorskich. W 2020 r. nie udało mu się uzyskać reelekcji, przegrał z Joe Bidenem. Po czteroletniej przerwie wróci jednak do Białego Domu.