Julia Szeremeta wróciła już do rodzinnego Lublina, ale na powrót do zwykłej codzienności będzie musiała jeszcze zaczekać. Na razie codziennie pojawia się w mediach, opowiadając o drodze do srebrnego medalu olimpijskiego w Paryżu. W środowy wieczór była gościem Bogdana Rymanowskiego w Polsacie News. - Ciężko teraz się wyspać, media, spotkania, ale daję radę. Nie spodziewałam się takiego odbioru, ale to jest coś pięknego, bo zapisałam się w historii Polski - powiedziała wicemistrzyni olimpijska z Paryża. Legenda tonie w zachwytach nad Szeremetą. "Bije od niej pewność siebie" Szeremeta zapowiada zwycięski rewanż z Lin. "Moja ręka powędruje w górę" Kibicom przypadł do gustu jej brawurowy styl walki. Nisko opuszczone ręce, wyzywający wyraz twarzy z momentami szelmowskim uśmieszkiem, zero respektu dla bardziej utytułowanych rywalek. - Nie czuję strachu w walce, ring to mój świat, wchodzę i robię show. Ten styl był wypracowany przez dłuższy czas, w nim się czuję najlepiej. Nie jest to prowokacja, bo nie lekceważę przeciwniczek. Lepiej się czuję, kiedy mam opuszczone ręce, bo więcej wtedy widzę. Natomiast, gdy mam ręce wysoko, to się bardziej spinam - tłumaczy 20-letnia pięściarka. W finale Polka spotkała się z Lin Yu-ting. Wokół zawodniczki z Tajwanu narosło mnóstwo kontrowersji ze względu na jej fizjonomię, wyraźnie odbiegającą od typowo kobiecej. W ubiegłym roku nie została dopuszczona do MŚ z uwagi na zbyt wysoko poziom testosteronu. Szeremeta nie daje się jednak namówić na dyskusje w tym temacie. Interesuje ją przede wszystkim aspekt sportowy. - To była już piąta walka, byłam zmęczona, straciłam szybkość. Wzrost przeciwniczki i jej niewygodny lewy prosty zrobił swoje. Była szybsza i nie udało się. Na razie jeszcze nie analizowałam tej walki, ale jestem pewna, że w przypadku rewanżu moja ręka powędruje w górę - zapowiedziała z niezachwianą pewnością siebie.