Bradley w ostatnich tygodniach zachwalał pod niebiosa rozpoczętą współpracę z Teddym Atlasem i zapewniał, że efekty będą widoczne już w tym starciu. Naprzeciw niego stanął twardy jak skała Rios. - Tego faceta wręcz nie da się zastopować, dlatego nastawiam się na pełen dystans - dodawał obrońca tytułu. Pojedynek obfitował w obustronne wymiany, ale to Bradley był w nich o ułamek sekundy szybszy i to do niego należało ostatnie słowo w każdym takim spięciu. Znany z niezwykłej odporności Rios oddawał z każdą minutą coraz bardziej pola, zaś czempion motywowany jeszcze dodatkowo energicznie w narożniku przez nowego szkoleniowca podkręcał tempo, spychając przeciwnika do coraz głębszej defensywy. W dziewiątej rundzie w końcu przełamał pretendenta, zasypał lawiną ciosów i dwukrotnie zmusił do przyklęknięcia. Po drugim nokdaunie potyczka została zastopowana. "To najlepszy Bradley, jakiego kiedykolwiek widziałem" - powiedział promotor Bob Arum o bokserze, który może w przyszłym roku być rywalem Manny'ego Pacquiao w walce, która dla filipińskiej legendy, będzie prawdopodobnie ostatnią w karierze. Obaj zawodnicy spotkali się już dwukrotnie w 2012 roku. Najpierw niejednogłośną decyzją sędziów zwyciężył Bradley, a potem, już jednogłośnie, lepszy był Pacquiao. Rios po sobotniej przegranej ogłosił zakończenie kariery. "Czas na zejście z ringu" - powiedział