We wrześniu ubiegłego roku Andrzej Wawrzyk powrócił po sześcioletniej przerwie do zawodowego boksu. Tak długa absencja była zapoczątkowana przez wypadek samochodowy. Ostatecznie powrót na ring był bolesnym zderzeniem się z rzeczywistością, bowiem wówczas został znokautowany już w pierwszej rundzie przez skazywanego na pożarcie Michała Bołoza. Urodzony w Olkuszu bokser postanowił znów mocniej zaangażować się w boks, czego dowodem była decyzja o wylocie do Chicago, aby trenować pod okiem Andrzeja Fonfary, z którym od marca przygotowywał się pod starcie z Kamilem Bodziochem. Historia zadzieje się we Wrocławiu. To już pewne, znamy datę hitowej walki Jak widać obóz nie poszedł na marne, gdyż pojedynek zakończył się w pierwszej rundzie. Panowie początkowo zaczęli dość chaotycznie, jeden i drugi szukał swoich szans i badał możliwości rywala. W pewnym momencie Wawrzyk trafił lewym sierpem, po którym oponent się zachwiał. Trenujący w Stanach Zjednoczonych pięściarz powtórzył akcję dwukrotnie a rywal padł na deski. Bodzioch początkowo chciał kontynuować walkę, ale sędzia po szybkiej analizie stanu Polaka nie pozwolił mu kontynuować starcia i przerwał pojedynek. Wawrzyk nokautuje w Chicago Andrzej Wawrzyk to utytułowany polski bokser. W 2013 r. w Krasnogorsku zmierzył się z Aleksandrem Powietkinem, gdzie na szali wisiał pas mistrza świata WBA. Niestety bój potrwał tylko trzy rundy, a Rosjanin w efektownym stylu zastopował Biało-Czerwonego. Łącznie zawodnik z Olkusza stoczył 33 walki w swojej karierze, z czego 31 wygrał i 19 skończył przed czasem. Na gali w Rosemont miało dojść jeszcze do walki z udziałem Michała Olasia, lecz jak informuje Radio Deon 24, rywal zrezygnował z występu przed pojedynkiem.