Szpilka zadzwonił na numer alarmowy. Potem włączył kamerę. To był błąd
Artur Szpilka przez lata przyzwyczaił wszystkich do tego, że nie jest postacią jednowymiarową. W ringu czy poza nim, bez różnicy. W każdych okolicznościach potrafił być nieprzewidywalny. A pakowanie się w tarapaty szybko stało się jego specjalnością. Zwykle wychodził z nich bez trwałego uszczerbku, tyle że... nie zawsze o własnych siłach. Absurdalna historia ze stycznia 2019 roku jest tego najlepszą ilustracją.

Jak często bywa z niepokornymi sportowcami, Artur Szpilka nigdy nie narzekał na brak zainteresowania ze strony mediów. Zawsze potrafił zadbać, by było wokół niego wystarczająco głośno. Pozostawało kwestią czasu, kiedy najbardziej pikantne wątki z życia przeniesie na karty książki i kinowy ekran.
Jego biografia "Zawsze ten sam" ukazała się w druku jesienią ubiegłego roku. Obecnie na kinową premierę oczekuje dokument "Szpilka" (24 października). Obraz wyreżyserował Filip Dzierżawski, który jest także autorem scenariusza. Dysponował bardzo bogatym materiałem źródłowym, w zasadzie tylko wygładził to, co przez lata pisało życie.
Szpilka wezwał na ratunek GOPR. "Pumba poszedłby w takiej pogodzie, tylko zaczęły marznąć mu uszka"
"Kiedy czegoś bardzo chciał i słyszał, że się nie da, rozbijał takie opinie pięścią i charakterem" - tak Szpilka przedstawiany jest w folderach promocyjnych przez dystrybutora filmu.
Czasem jego bezkompromisowa postawa wobec świata przybierała jednak formę tragikomiczną. Jak w pierwszy weekend 2019 roku, gdy z grupą przyjaciół i psem Pumbą wybrał się na Śnieżkę. Wyprawa szybko wymknęła się spod kontroli. W wyniku gwałtownego załamania pogody na szlaku rozpętała się potężna śnieżyca.
Sponiewierana nawałnicą grupa utknęła w schronisku, 1400 m n.p.m. W obawie o zdrowie psa Szpilka postanowił wezwać na pomoc załogę GOPR-u. A następnie relacjonował akcję ratunkową w mediach społecznościowych.
- Takiej akcji, to jeszcze nie mieliśmy z Pumbusiem. Masakra. Chłopaki nas wzięli, bo Pumbusiowi strasznie zimno było. Lecimy z ratownikiem. Pumba bał się strasznie, ale jest z "tatusiem" i wie, że z "tatusiem" da radę - mówił były bokser w nagraniu zamieszczonym na Instagramie.
Wśród internautów zawrzało. Szpilce zarzucano lekkomyślność i narażenie na niebezpieczeństwo nie tylko psa, ale również innych ludzi - którzy w tym samym czasie mogli potrzebować pomocy GOPR-u.
- Pumba poszedłby w takiej pogodzie, tylko zaczęły marznąć mu uszka - tłumaczył sportowiec na antenie Polsatu. - Powiedziałem, że w życiu nie wypuszczę go na coś takiego. Chciałbym podziękować GOPR-owi, którzy nam pomogli i przyjechali, w sumie bardziej do Pumbusia, ale musiałem jechać z nimi.
Pumba poszedłby w takiej pogodzie, tylko zaczęły marznąć mu uszka. Powiedziałem, że w życiu nie wypuszczę go na coś takiego.
Po jakimś czasie Szpilka zreflektował się i przyznał, że jego decyzja o wyprawie na szczyt nie była do końca przemyślana. Nie zadeklarował natomiast, że pokryje koszty interwencji, czego domagała się od niego większość komentujących. Czy ostatecznie zdobył się na taki gest? Do dzisiaj nie ma na ten temat oficjalnych informacji.
Wątpliwości w tej kwestii nie rozwiali również sami ratownicy.
- Niestety, nie odpowiem na pytanie, ponieważ byłoby to bardzo niezręczne - tłumaczył w rozmowie z Plejadą rzecznik GOPR-u, Maciej Ziarko. - To wymagałoby oceny, czy był to wypadek w górach, czy incydent z powodu głupoty, pomimo ostrzeżeń. GOPR nie posiada narzędzi pozwalających obciążać kogokolwiek kosztami akcji ratowniczych.
Pozostali uczestnicy spontanicznej ekspedycji, po przeczekaniu załamania aury, wrócili do podnóża góry o własnych siłach. Niecodzienna historia stała się przestrogą dla innych. Film z akcji pod szczytem Śnieżki okazjonalnie odtwarzany jest przez użytkowników sieci do dzisiaj.














