Artur Gac, Interia: Werdykt po walce Artura Szpilki z Mariuszem Wachem wywołał spore kontrowersje. Jakie jest pana zdanie? Zbigniew Raubo, były trener reprezentacji Polski: - "Szpila" tej walki nie wygrał. Na pewno? - Artur na pewno wygrał pierwszą rundę, bo zaczął fajnie, no i na tym zostało. Chce pan powiedzieć, że później wszystko punktował dla Wacha? - Nie, bez przesady. Artur jeszcze miał z dwie dobre rundy, na pewno siódmą, ale inicjatywa i wszystko było po stronie Wacha. "Szpila" znowu skakał i zadawał dużo niecelnych ciosów. Spodziewałem się, że tak to będzie wyglądało, czyli nie było demolki z jednej ani z drugiej strony. Powiedzmy jeszcze, że gdyby nie wp*** w ostatniej rundzie, to ludzie by nic nie mówili. Naprawdę nie byłoby takich komentarzy, bo walka była równa i ciasna, ale stało się, jak się stało... Powiedział pan, że Artur tej walki nie wygrał... - ... no nie wygrał. W pana ocenie mógł ją zremisować? - Nie, Artur tę walkę, mówiąc wprost, przegrał. Punktowanie jednego z sędziów 96:93 dla Wacha było prawdziwym werdyktem. A arbiter, który punktował 97:93 dla Szpilki? - Proszę napisać, że wielki szacunek dla niego, bo jestem pełen podziwu, jak wielką można mieć fantazję i poczucie humoru. Oglądałem ten pojedynek w towarzystwie moich kolegów i wszyscy byliśmy jednogłośni, że nie tak to miało być. Ale z drugiej strony rozumiem tę temperaturę. W kwestii werdyktu? - Muszę powiedzieć, że zaraz po walce zadzwonił do mnie kolega, który zupełnie zgadzał się z werdyktem! To nie jest tak, że mieliśmy do czynienia z przekrętem stulecia. Ludzie są podzieleni, bo walka była ciasna, ale ja spodziewałem się czegoś więcej. Co zaś do meritum, to jeszcze raz powiem: inicjatywa była po stronie Wacha i Mariusz na pewno wygrał sześć rund, a w dodatku tym liczeniem i brzydką końcówką "Szpila" wszystko sobie zepsuł. Wszystko. Gdy znów widział pan tę nonszalancję, zwłaszcza w szóstej rundzie, czyli bezmyślnie opuszczone ręce i proszenie się o nokaut, to co pan sobie pomyślał? - Wie pan, mówienie i podkreślanie, że znowu miałem rację, już staje się nudne... Artur, powiedzmy sobie szczerze, w takich przypadkach jest ku*** głupi. On liczy na cud... Tą ostatnią rundą spieprzył dosłownie wszystko, cały swój wizerunek w tej walce. Bo naprawdę, muszę powiedzieć, że ten kolega, który do mnie zadzwonił zaraz po pojedynku i chwalił sędziowanie, to chłopak, który kiedyś boksował. Powiem więcej: gdyby nie dziesiąta runda, to ten werdykt by się obronił. Abstrahując od werdyktu, czy ta walka pokazała, że ani Artur, ani Mariusz już nie nadają się do boksu na wysokim poziomie? - (chwila ciszy) Jakby to powiedzieć, żeby nie urazić... Jeden i drugi jest przegrany, po tej walce mamy dwóch przegranych ludzi. Wiadoma rzecz, że dla kibiców Wach zawsze pozostawi lepsze wrażenie, bo to naprawdę skromny chłopak, a tu wielki przegrany przez decyzję oraz swoją głupotę. Bo ciągle powtarzam, że gdyby Mariusz wytrzymał po igrzyskach olimpijskich w Atenach (był tylko rezerwowym i po tygodniu wrócił do Polski - przyp. AG) do kolejnych igrzysk, a nie był obrażony na cały świat, to w Pekinie miałby medal. Wtedy zacząłby karierę zawodową z innej półki. A tak, decyzja o przejściu na zawodowstwo w 2004 roku, była chora. Skoro był bohaterem narodowym tylko dlatego, że wytrzymał dwanaście rund bombardowania od Władymira Kliczki, przetrzymał ciosy Aleksandra Powietkina i innych, to gdzie my jesteśmy? Stasiu Dragan, były znakomity zawodnik Hutnika Kraków, przewraca się w grobie. Teraz mamy kolejną legendę Mariusza, bardzo pozytywnej jednostki, który nic ważnego nie wygrał, ale zawsze pozostawiał po sobie fajne wrażenie, że tym razem został wychu*** przez sędziów w walce ze "Szpilą". A Artur? - Wydawało się, że ma tyle zrobić, a nie zrobił nic. Do tego ta walka, którą wygrał z Mariuszem, nic mu nie daje i niczego nie wnosi. Oczywiście, gdyby wygrał przed czasem w pierwszej lub drugiej rundzie, to byłoby coś. A tak to kolejna część kibiców się od niego odwróciła, aczkolwiek powtarzam i proszę to jeszcze raz napisać: mój kolega, były bokser, widział w tej walce zwycięstwo Artura. Tak że nie był to żaden przekręt stulecia, choć ja uważam, że sześć rund wygrał Wach, a cztery rundy "Szpila". Do tego nokdaun i liczenie w ostatniej rundzie sprawiło, że Artur przegrał pojedynek różnicą trzech punktów. Tak to widziałem i koniec. Czy w przypadku Artura ta walka pokazała, że na poważnie trzeba zastanowić się nad pojedynkami z mocnymi pięściarzami, z uwagi na to, że Artur - w zasadzie co walka - to leży? To staje się już niebezpieczne. - Ja powtarzam, choćby z tym opuszczaniem rąk, że Artura nadal nie ma kto opier***. Bo zauważmy, że ostatnie zachowania Artura są całkiem inne. To nie moje zasługa, że Artek zamknął buzię, tylko jego przyjaciół. Na pewno chłopak dzięki nim się uspokoił, bo już zaczął być fajnie odbierany. Dlatego tym bardziej szkoda, że w ringu znów zrobił to, co robił... W moim odczuciu Artur zawiódł, ale są kibice, którzy twierdzą, że werdykt był prawidłowy. Gdyby miał pan użyć właściwego słowa: mieliśmy do czynienia z kontrowersją, ale nie można mówić o skandalu? - Tak jest. Jednak ostatnia runda całkowicie zepsuła ocenę Artka, z uwagi na to, że przy naprawdę ciasnej walce dał się ustrzelić. Finałowe trzy minuty pokazały, że zwycięstwo trzeba uwidocznić i Wach to zrobił. Spróbuje pan jeszcze, ostrą reprymendą, wpłynąć na postawę Artura w ringu? - To, co miałem, już głośno powiedziałem, ale Artur nie wyciąga wniosków. Okay, jest inny, uspokoił się, nie szaleje i nie robi z siebie małpy, bo jeśli nawet ubiera się, jak ostatnio, to tylko robi z siebie idiotę, a nie obraża innych. I za to szacun dla niego, to jest akurat fajne. Jednak na własne życzenie ta dziesiąta runda będzie mu się śniła po nocach, Wachowi zresztą też. Jednemu za głupotę, a drugiemu za to, że nie wykorzystał szansy, by rozwiać wątpliwości. Co teraz przed Arturem? Pan doradzałby mu przejście do KSW? - Do jakiego KSW? O czym pan mówi? Mówię o popularnej "klatce", która chodzi Arturowi po głowie. - To tu pan mówi o ostrożności, żeby nie dobierać mu za ciężkich zawodników... Przecież tam go zabiją. Nie jest powiedziane, że w oktagonie szukałby wielkich wyzwań. - Nawet nie wygłupiajmy się, niech zapomni o KSW. To wracam do mojego pytania: co teraz? - Nie wiem. Może jeszcze o czymś marzyć, czy ciśnie się panu na usta bolesna prawda? - Każdy ma prawo marzyć, bo bez marzeń nie mamy po co żyć. Ale zaraz, co to znaczy bolesna prawda? A niebolesna prawda to jest inna rzecz? Albo jest źle, albo jest dobrze. A może, nie chcąc urazić Artura, mamy pogrążyć Mariusza? Weźmy też pod uwagę drugą stronę, a nie, że ja będę mówił, że wygrał Arturek, żeby go nie urazić, bo w takim wypadku obraziłbym Mariusza. Jaka przyszłość rysuje się w kontekście Artura? - Oni muszą zrobić rewanż. Podejrzewam, że będzie kolejna trylogia z cyklu Norbert Dąbrowski - Jordan Kuliński, czyli na polskim podwórku naprawdę fajne emocje. "Szpili" zostały już tylko krajowe igrzyska? - Tak, chyba że wydarzyłoby się jakieś trzęsienie ziemi. Rozmawiał: Artur Gac